wybierz datę
Wrzesień
Pn
01
Wt
02
Śr
03
Cz
04
Pt
05
So
06
Nd
07
Pn
08
Wt
09
Śr
10
Cz
11
Pt
12
So
13
Nd
14
Pn
15
Wt
16
Śr
17
Cz
18
Pt
19
So
20
Nd
21
Pn
22
Wt
23
Śr
24
Cz
25
Pt
26
So
27
Nd
28
Pn
29
Wt
30
zobacz wszystko

Repertuar:

Brak wydarzeń w wybranym dniu
czwartek, 18 września 2025
PIES KTÓRY JEŹDZIŁ KOLEJĄ 2
  • Po powrocie Zuzi z USA znika jej ukochany pies Lampo. Dziewczynka odkrywa, że na stacji czeka na nią inny czworonóg – suczka Luna. Razem z przyjacielem Antkiem wyrusza na pełną przygód wyprawę, by odnaleźć Lampo.

Po udanej operacji w USA Zuzia (Liliana Zajbert) wraz ze swoimi rodzicami (Mateusz Damięcki i Monika Pikuła) wraca do Polski. Na czas jej nieobecności Lampo, czyli znany w całym kraju jako PKPies ukochany czworonóg dziewczynki, zostaje oddany pod opiekę dyrektora stacji kolejowej (Adam Woronowicz). Uporządkowane życie mężczyzny, który zgodził się przyjąć pod swoje skrzydła owczarka szwajcarskiego, zamienia się w chaos wymieszany z bałaganem. Mimo okazjonalnych psot, Lampo wciąż uwielbia jeździć pociągami. Pewnego dnia nie wraca jednak ze swoich wojaży o spodziewanym czasie, a ślad po nim urywa się i nie pomaga nawet nadajnik GPS przypięty do obroży. Spanikowany dyrektor postanawia przygarnąć ze schroniska psa tej samej rasy co Lampo, aby na jaw nie wyszło zniknięcie podopiecznego. Kiedy Zuzia przyjeżdża w rodzinne strony od razu orientuje się, że obecny na stacji zwierzak to nie jej ukochany pies, a w dodatku to suczka i ma na imię Luna. Wspólnie ze swoim przyjacielem Antkiem i nową kudłatą kompanką udają się w pełną przygód podróż, aby rozwiązać zagadkę zniknięcia Lampo. W ślad za nimi rusza oczywiście spanikowany dyrektor.

92''
czwartek, 18 września 2025
godz. 16:00
TEŚCIOWEI 3
W "Teściach 3" wyczekiwany powrót do serii reżysera Jakuba Michalczuka słychać jeszcze jakby z korytarza albo sąsiedniego pokoju; jego donośny autorski głos i pewnie stawiane reżyserskie kroki składają się w wyraźny komunikat: "Kochani, jestem, wróciłem!" Językiem twórcy jest oczywiście ruch kamery, dlatego to właśnie mastershotem wita się z widzami jak ze starymi znajomymi, skrupulatnie rekonstruując charakterystyczne otwarcie oryginału sprzed czterech lat. Obiektyw ciasno dokleja do pleców zestresowanej pary bohaterów; idzie z nimi kuchennym zapleczem, potem po wąskich schodach do sali balowej, a w tle, jak w "Birdmanie" podgrywa perkusyjna jazzująca solówka. Zaniepokojonych po nieudanym sequelu z 2023 roku Michalczuk uspokaja więc już od pierwszej sceny – nie tylko jesteśmy znowu w domu, ale ten sam gospodarz polewa nam ten sam dowcipny trunek. Czterdzieści procent czystych wspomnień, toast na zdrowie polskiej komedii!

Świat jednak nie zatrzymał się w czasie; nawet w "Teściach" przesuwa się i starzeje. Na etapie trzeciego kolejnego odcinka zerkającego z pokoleniowej perspektywy na matrymonialne problemy zakochanych, młoda para musiała w końcu wymienić się obrączkami. Na całe szczęście dla producentów filmu, w Polsce jest wystarczająco dużo polaryzujących uroczystości i sakramentów, by w oparciu o nie z wytrwałością "Bondów" czy "Godzilli" tworzyć kolejne opowieści o klasowych resentymentach. Trzecia część serii sięga po chrzest, ale równie dobrze mogłaby chwycić się pogrzebu, komunii, czy wspólnie celebrowanej Wigilii – wszystkiego, co z okazji do zacieśnienia więzów może stać się pretekstem do ich poluzowania; zarzewiem ideologicznego sporu i pobudką do okopania się we własnej wyższości nad drugim. Tym razem teściowie-wrogowie stają do tej walki na różne odcienie pogardy w składach o zmienionym status quo. Andrzej (Marcin Dorociński) i Małgorzata (Maja Ostaszewska), wielmożni państwo ze stolicy, są w separacji: on wyjechał do Australii, gdzie z młodą modelką spłodził syna Stanleya (Noah Lucewicz), ona przepracowuje mężowskie porzucenie wsparta na ramieniu przyjaciółki Grażyny (Magdalena Popławska). Naprzeciw nich Wanda (Izabela Kuna) i Tadeusz (Adam Woronowicz) – kościółkowa reprezentacja ściany wschodniej – przechodzą swój własny małżeński kryzys o zaskakującym, seksualnym podłożu. Biorąc pod uwagę pokrewieństwo sytuacji obu poranionych par, "Teściowie 3" mogliby być filmem o przewrotnym połączeniu w bólu; historią empatycznego współczucia pokonującego nawet największe przepaści. Mogliby, ale nie są – bo nie byliby wówczas opowieścią o Polsce.

Wszystko przez to, że cykl spisany piórem Marka Modzelewskiego jest niejako zakładnikiem konfliktu, który nie może się skończyć. Komediowa siła "Teściów" tkwi bowiem w zderzaniu postaw budujących naszą współczesną, narodową polaryzację. To znaczy, że, aby bawić, bohaterowie serii muszą stać w miejscu lub kręcić się w kółko; z każdą kolejną częścią wracać do punktu wyjścia, czyli wyniosłego łypania na siebie spode łba. Zażegnanie tego tarcia – dające szanse na satysfakcjonujący rozwój zamkniętych na siebie nawzajem bohaterów – oznaczyłoby wytrącenie z dłoni twórców najważniejszego komediowego oręża i zgaszenie motoru napędzającego konsekwentnie całą serię. Ten dylemat najmocniej objawił się w "Teściach 2"; nieudanych także dlatego, że szansę na terapeutyczne zbliżenie Wandy i Małgorzaty zaprzepaszczono dla podgrzewania sporu dwóch wizji kobiecości. Asekuranckie powtarzanie jednego żartu kosztem wydeptania fabularnej ścieżki w jakimś określonym kierunku przeniosło wówczas stylową komedię w rejony męczącego kabaretonu.W tym sensie "Teściowie 3" są jak gdyby efektem kaca po wstydliwych błędach minionej nocy. Film Michalczuka diagnozuje problem poprzednika i rozwiązuje go na korzyść traktowanych z szacunkiem bohaterów. I chociaż rozgrywana komediowo pogarda wobec różnic dalej jest tu oczywiście zagnieżdżona w punkcie wyjścia – kryje się nawet w chrzestnych podarkach od babć, medaliku Matki Boskiej (babcia podlaska) i Azteckiego boga słońca (babcia warszawska) – twórcy wiedzą, że nie mogą dłużej trzymać swoich postaci w próżni. Po kilkudziesięciu minutach seansu pary popękane od prywatnych problemów same już jakby tracą werwę do jadowitych drwin. W kolejnych uszczypliwościach litują się nad sobą nawzajem, bo okazują się zbyt prostymi celami szydery. Ten proces detoksykacji na skutek izolowania się od konfliktu pozwala w spokoju przeżyć im swoją melancholię oraz przemyśleć dotychczasowe postawy. W konsekwencji "Teściowie 3" zdobywają się na przynajmniej kilka zaskakująco emocjonalnych rozmów o samotności, pożałowanych wyborach i niewygodzie uważnego życia. Wiele tu zdań zaświadczających o niespodziewanej samoświadomości bohaterów: o głębi tych przerysowanych, tylko pozornie jednowymiarowych charakterów, którą satyra dwóch poprzednich części z sukcesem sprowadzała do chodzących stereotypów.ie ma jednak nic za darmo. W konsekwencji dociążenia emocjonalnej wagi filmu, ta komediowa traci na siebie pomysł – nie mogąc oprzeć się na polaryzacji, wierzga nieumocowanymi, nieważkimi gagami, obecnymi w filmie dla podtrzymania gatunkowego alibi. Ten problem dotyczy przede wszystkim pierwszej połowy "Teściów 3", skupionej na przypomnieniu ostrych kontrastów i rozstawieniu kryzysów na filmowej szachownicy. Gdy te już są na swoich pozycjach, druga połowa może wyzwolić się z żartobliwej napinki, w centrum stawiając poważną sprawę: pracę nad odbudowaniem uleciałego szczęścia w pokiereszowanych relacjach. To cenne rozwiązanie, bo dowodzi autentyzmu uczucia i zrozumienia w stosunku do bohaterów, którego brakowało w poprzednich odsłonach serii – zorientowanych raczej na to, by widz nie mógł i aktywnie nie chciał utożsamić się ze schematami zachowań żadnej z par. 


W tym sensie, na etapie trzeciej części cyklu, Michalczuk i Modzelewski w końcu pozwalają filmowym teściom na dojrzały egoizm; czułe skupienie na sobie samych, przemodelowanie priorytetów, uwolnienie się od gniewu. W ten sposób postacie, w przededniu chrztu swojego wnuka, symbolicznie domykają etap rodzicielstwa i – co za tym idzie – zespolenia z jaskrawymi rolami przewrażliwionych matek i tonujących ojców. Proces ten dzieje się jakby przy okazji, choć twórcy sprytnie wplatają go w strukturę opowieści. W połowie, wraz z spokojnym przepływem komedii w dramat, młodzi znikają niby przypadkiem z obrazka, porzucając starych na pastwę ich własnych dylematów. To prowadzi oczywiście do kryzysu, zakończonego… chwilą na oddech. Bohaterowie spacerują wówczas po leśnych polanach, badają się nieśmiałymi spojrzeniami i szykują do trudnych rozmów, na które wcześniej nie mieli odwagi. W tych momentach warto im towarzyszyć. 
90''
czwartek, 18 września 2025
godz. 18:00
TEŚCIOWEI 3
W "Teściach 3" wyczekiwany powrót do serii reżysera Jakuba Michalczuka słychać jeszcze jakby z korytarza albo sąsiedniego pokoju; jego donośny autorski głos i pewnie stawiane reżyserskie kroki składają się w wyraźny komunikat: "Kochani, jestem, wróciłem!" Językiem twórcy jest oczywiście ruch kamery, dlatego to właśnie mastershotem wita się z widzami jak ze starymi znajomymi, skrupulatnie rekonstruując charakterystyczne otwarcie oryginału sprzed czterech lat. Obiektyw ciasno dokleja do pleców zestresowanej pary bohaterów; idzie z nimi kuchennym zapleczem, potem po wąskich schodach do sali balowej, a w tle, jak w "Birdmanie" podgrywa perkusyjna jazzująca solówka. Zaniepokojonych po nieudanym sequelu z 2023 roku Michalczuk uspokaja więc już od pierwszej sceny – nie tylko jesteśmy znowu w domu, ale ten sam gospodarz polewa nam ten sam dowcipny trunek. Czterdzieści procent czystych wspomnień, toast na zdrowie polskiej komedii!

Świat jednak nie zatrzymał się w czasie; nawet w "Teściach" przesuwa się i starzeje. Na etapie trzeciego kolejnego odcinka zerkającego z pokoleniowej perspektywy na matrymonialne problemy zakochanych, młoda para musiała w końcu wymienić się obrączkami. Na całe szczęście dla producentów filmu, w Polsce jest wystarczająco dużo polaryzujących uroczystości i sakramentów, by w oparciu o nie z wytrwałością "Bondów" czy "Godzilli" tworzyć kolejne opowieści o klasowych resentymentach. Trzecia część serii sięga po chrzest, ale równie dobrze mogłaby chwycić się pogrzebu, komunii, czy wspólnie celebrowanej Wigilii – wszystkiego, co z okazji do zacieśnienia więzów może stać się pretekstem do ich poluzowania; zarzewiem ideologicznego sporu i pobudką do okopania się we własnej wyższości nad drugim. Tym razem teściowie-wrogowie stają do tej walki na różne odcienie pogardy w składach o zmienionym status quo. Andrzej (Marcin Dorociński) i Małgorzata (Maja Ostaszewska), wielmożni państwo ze stolicy, są w separacji: on wyjechał do Australii, gdzie z młodą modelką spłodził syna Stanleya (Noah Lucewicz), ona przepracowuje mężowskie porzucenie wsparta na ramieniu przyjaciółki Grażyny (Magdalena Popławska). Naprzeciw nich Wanda (Izabela Kuna) i Tadeusz (Adam Woronowicz) – kościółkowa reprezentacja ściany wschodniej – przechodzą swój własny małżeński kryzys o zaskakującym, seksualnym podłożu. Biorąc pod uwagę pokrewieństwo sytuacji obu poranionych par, "Teściowie 3" mogliby być filmem o przewrotnym połączeniu w bólu; historią empatycznego współczucia pokonującego nawet największe przepaści. Mogliby, ale nie są – bo nie byliby wówczas opowieścią o Polsce.

Wszystko przez to, że cykl spisany piórem Marka Modzelewskiego jest niejako zakładnikiem konfliktu, który nie może się skończyć. Komediowa siła "Teściów" tkwi bowiem w zderzaniu postaw budujących naszą współczesną, narodową polaryzację. To znaczy, że, aby bawić, bohaterowie serii muszą stać w miejscu lub kręcić się w kółko; z każdą kolejną częścią wracać do punktu wyjścia, czyli wyniosłego łypania na siebie spode łba. Zażegnanie tego tarcia – dające szanse na satysfakcjonujący rozwój zamkniętych na siebie nawzajem bohaterów – oznaczyłoby wytrącenie z dłoni twórców najważniejszego komediowego oręża i zgaszenie motoru napędzającego konsekwentnie całą serię. Ten dylemat najmocniej objawił się w "Teściach 2"; nieudanych także dlatego, że szansę na terapeutyczne zbliżenie Wandy i Małgorzaty zaprzepaszczono dla podgrzewania sporu dwóch wizji kobiecości. Asekuranckie powtarzanie jednego żartu kosztem wydeptania fabularnej ścieżki w jakimś określonym kierunku przeniosło wówczas stylową komedię w rejony męczącego kabaretonu.W tym sensie "Teściowie 3" są jak gdyby efektem kaca po wstydliwych błędach minionej nocy. Film Michalczuka diagnozuje problem poprzednika i rozwiązuje go na korzyść traktowanych z szacunkiem bohaterów. I chociaż rozgrywana komediowo pogarda wobec różnic dalej jest tu oczywiście zagnieżdżona w punkcie wyjścia – kryje się nawet w chrzestnych podarkach od babć, medaliku Matki Boskiej (babcia podlaska) i Azteckiego boga słońca (babcia warszawska) – twórcy wiedzą, że nie mogą dłużej trzymać swoich postaci w próżni. Po kilkudziesięciu minutach seansu pary popękane od prywatnych problemów same już jakby tracą werwę do jadowitych drwin. W kolejnych uszczypliwościach litują się nad sobą nawzajem, bo okazują się zbyt prostymi celami szydery. Ten proces detoksykacji na skutek izolowania się od konfliktu pozwala w spokoju przeżyć im swoją melancholię oraz przemyśleć dotychczasowe postawy. W konsekwencji "Teściowie 3" zdobywają się na przynajmniej kilka zaskakująco emocjonalnych rozmów o samotności, pożałowanych wyborach i niewygodzie uważnego życia. Wiele tu zdań zaświadczających o niespodziewanej samoświadomości bohaterów: o głębi tych przerysowanych, tylko pozornie jednowymiarowych charakterów, którą satyra dwóch poprzednich części z sukcesem sprowadzała do chodzących stereotypów.ie ma jednak nic za darmo. W konsekwencji dociążenia emocjonalnej wagi filmu, ta komediowa traci na siebie pomysł – nie mogąc oprzeć się na polaryzacji, wierzga nieumocowanymi, nieważkimi gagami, obecnymi w filmie dla podtrzymania gatunkowego alibi. Ten problem dotyczy przede wszystkim pierwszej połowy "Teściów 3", skupionej na przypomnieniu ostrych kontrastów i rozstawieniu kryzysów na filmowej szachownicy. Gdy te już są na swoich pozycjach, druga połowa może wyzwolić się z żartobliwej napinki, w centrum stawiając poważną sprawę: pracę nad odbudowaniem uleciałego szczęścia w pokiereszowanych relacjach. To cenne rozwiązanie, bo dowodzi autentyzmu uczucia i zrozumienia w stosunku do bohaterów, którego brakowało w poprzednich odsłonach serii – zorientowanych raczej na to, by widz nie mógł i aktywnie nie chciał utożsamić się ze schematami zachowań żadnej z par. 


W tym sensie, na etapie trzeciej części cyklu, Michalczuk i Modzelewski w końcu pozwalają filmowym teściom na dojrzały egoizm; czułe skupienie na sobie samych, przemodelowanie priorytetów, uwolnienie się od gniewu. W ten sposób postacie, w przededniu chrztu swojego wnuka, symbolicznie domykają etap rodzicielstwa i – co za tym idzie – zespolenia z jaskrawymi rolami przewrażliwionych matek i tonujących ojców. Proces ten dzieje się jakby przy okazji, choć twórcy sprytnie wplatają go w strukturę opowieści. W połowie, wraz z spokojnym przepływem komedii w dramat, młodzi znikają niby przypadkiem z obrazka, porzucając starych na pastwę ich własnych dylematów. To prowadzi oczywiście do kryzysu, zakończonego… chwilą na oddech. Bohaterowie spacerują wówczas po leśnych polanach, badają się nieśmiałymi spojrzeniami i szykują do trudnych rozmów, na które wcześniej nie mieli odwagi. W tych momentach warto im towarzyszyć. 
90''
czwartek, 18 września 2025
godz. 20:00
piątek, 19 września 2025
TOY STORY
Bohaterami tego filmu są zabawki z dziecięcego pokoju. Zabawki, które ożywają, gdy tylko ludzie odwrócą od nich wzrok. Zabawki nie tylko mówią, myślą i czują, ale tak samo się kłócą, śmieją, boją, są zazdrosne, oszukują i romansują, czy wręcz mają kłopoty z tożsamością. Prym wśród zabawek wiedzie kowboj Chudy , ulubiona zabawka Andy'ego. Ale w dniu urodzin chłopca w pokoju zabaw pojawi się ktoś nowy. Jego przybycie zburzy panujące tam porządki, sprowadzając ze sobą sporo zamieszania i nowych kłopotów.
80''
piątek, 19 września 2025
godz. 16:00
TEŚCIOWEI 3
W "Teściach 3" wyczekiwany powrót do serii reżysera Jakuba Michalczuka słychać jeszcze jakby z korytarza albo sąsiedniego pokoju; jego donośny autorski głos i pewnie stawiane reżyserskie kroki składają się w wyraźny komunikat: "Kochani, jestem, wróciłem!" Językiem twórcy jest oczywiście ruch kamery, dlatego to właśnie mastershotem wita się z widzami jak ze starymi znajomymi, skrupulatnie rekonstruując charakterystyczne otwarcie oryginału sprzed czterech lat. Obiektyw ciasno dokleja do pleców zestresowanej pary bohaterów; idzie z nimi kuchennym zapleczem, potem po wąskich schodach do sali balowej, a w tle, jak w "Birdmanie" podgrywa perkusyjna jazzująca solówka. Zaniepokojonych po nieudanym sequelu z 2023 roku Michalczuk uspokaja więc już od pierwszej sceny – nie tylko jesteśmy znowu w domu, ale ten sam gospodarz polewa nam ten sam dowcipny trunek. Czterdzieści procent czystych wspomnień, toast na zdrowie polskiej komedii!

Świat jednak nie zatrzymał się w czasie; nawet w "Teściach" przesuwa się i starzeje. Na etapie trzeciego kolejnego odcinka zerkającego z pokoleniowej perspektywy na matrymonialne problemy zakochanych, młoda para musiała w końcu wymienić się obrączkami. Na całe szczęście dla producentów filmu, w Polsce jest wystarczająco dużo polaryzujących uroczystości i sakramentów, by w oparciu o nie z wytrwałością "Bondów" czy "Godzilli" tworzyć kolejne opowieści o klasowych resentymentach. Trzecia część serii sięga po chrzest, ale równie dobrze mogłaby chwycić się pogrzebu, komunii, czy wspólnie celebrowanej Wigilii – wszystkiego, co z okazji do zacieśnienia więzów może stać się pretekstem do ich poluzowania; zarzewiem ideologicznego sporu i pobudką do okopania się we własnej wyższości nad drugim. Tym razem teściowie-wrogowie stają do tej walki na różne odcienie pogardy w składach o zmienionym status quo. Andrzej (Marcin Dorociński) i Małgorzata (Maja Ostaszewska), wielmożni państwo ze stolicy, są w separacji: on wyjechał do Australii, gdzie z młodą modelką spłodził syna Stanleya (Noah Lucewicz), ona przepracowuje mężowskie porzucenie wsparta na ramieniu przyjaciółki Grażyny (Magdalena Popławska). Naprzeciw nich Wanda (Izabela Kuna) i Tadeusz (Adam Woronowicz) – kościółkowa reprezentacja ściany wschodniej – przechodzą swój własny małżeński kryzys o zaskakującym, seksualnym podłożu. Biorąc pod uwagę pokrewieństwo sytuacji obu poranionych par, "Teściowie 3" mogliby być filmem o przewrotnym połączeniu w bólu; historią empatycznego współczucia pokonującego nawet największe przepaści. Mogliby, ale nie są – bo nie byliby wówczas opowieścią o Polsce.

Wszystko przez to, że cykl spisany piórem Marka Modzelewskiego jest niejako zakładnikiem konfliktu, który nie może się skończyć. Komediowa siła "Teściów" tkwi bowiem w zderzaniu postaw budujących naszą współczesną, narodową polaryzację. To znaczy, że, aby bawić, bohaterowie serii muszą stać w miejscu lub kręcić się w kółko; z każdą kolejną częścią wracać do punktu wyjścia, czyli wyniosłego łypania na siebie spode łba. Zażegnanie tego tarcia – dające szanse na satysfakcjonujący rozwój zamkniętych na siebie nawzajem bohaterów – oznaczyłoby wytrącenie z dłoni twórców najważniejszego komediowego oręża i zgaszenie motoru napędzającego konsekwentnie całą serię. Ten dylemat najmocniej objawił się w "Teściach 2"; nieudanych także dlatego, że szansę na terapeutyczne zbliżenie Wandy i Małgorzaty zaprzepaszczono dla podgrzewania sporu dwóch wizji kobiecości. Asekuranckie powtarzanie jednego żartu kosztem wydeptania fabularnej ścieżki w jakimś określonym kierunku przeniosło wówczas stylową komedię w rejony męczącego kabaretonu.W tym sensie "Teściowie 3" są jak gdyby efektem kaca po wstydliwych błędach minionej nocy. Film Michalczuka diagnozuje problem poprzednika i rozwiązuje go na korzyść traktowanych z szacunkiem bohaterów. I chociaż rozgrywana komediowo pogarda wobec różnic dalej jest tu oczywiście zagnieżdżona w punkcie wyjścia – kryje się nawet w chrzestnych podarkach od babć, medaliku Matki Boskiej (babcia podlaska) i Azteckiego boga słońca (babcia warszawska) – twórcy wiedzą, że nie mogą dłużej trzymać swoich postaci w próżni. Po kilkudziesięciu minutach seansu pary popękane od prywatnych problemów same już jakby tracą werwę do jadowitych drwin. W kolejnych uszczypliwościach litują się nad sobą nawzajem, bo okazują się zbyt prostymi celami szydery. Ten proces detoksykacji na skutek izolowania się od konfliktu pozwala w spokoju przeżyć im swoją melancholię oraz przemyśleć dotychczasowe postawy. W konsekwencji "Teściowie 3" zdobywają się na przynajmniej kilka zaskakująco emocjonalnych rozmów o samotności, pożałowanych wyborach i niewygodzie uważnego życia. Wiele tu zdań zaświadczających o niespodziewanej samoświadomości bohaterów: o głębi tych przerysowanych, tylko pozornie jednowymiarowych charakterów, którą satyra dwóch poprzednich części z sukcesem sprowadzała do chodzących stereotypów.ie ma jednak nic za darmo. W konsekwencji dociążenia emocjonalnej wagi filmu, ta komediowa traci na siebie pomysł – nie mogąc oprzeć się na polaryzacji, wierzga nieumocowanymi, nieważkimi gagami, obecnymi w filmie dla podtrzymania gatunkowego alibi. Ten problem dotyczy przede wszystkim pierwszej połowy "Teściów 3", skupionej na przypomnieniu ostrych kontrastów i rozstawieniu kryzysów na filmowej szachownicy. Gdy te już są na swoich pozycjach, druga połowa może wyzwolić się z żartobliwej napinki, w centrum stawiając poważną sprawę: pracę nad odbudowaniem uleciałego szczęścia w pokiereszowanych relacjach. To cenne rozwiązanie, bo dowodzi autentyzmu uczucia i zrozumienia w stosunku do bohaterów, którego brakowało w poprzednich odsłonach serii – zorientowanych raczej na to, by widz nie mógł i aktywnie nie chciał utożsamić się ze schematami zachowań żadnej z par. 


W tym sensie, na etapie trzeciej części cyklu, Michalczuk i Modzelewski w końcu pozwalają filmowym teściom na dojrzały egoizm; czułe skupienie na sobie samych, przemodelowanie priorytetów, uwolnienie się od gniewu. W ten sposób postacie, w przededniu chrztu swojego wnuka, symbolicznie domykają etap rodzicielstwa i – co za tym idzie – zespolenia z jaskrawymi rolami przewrażliwionych matek i tonujących ojców. Proces ten dzieje się jakby przy okazji, choć twórcy sprytnie wplatają go w strukturę opowieści. W połowie, wraz z spokojnym przepływem komedii w dramat, młodzi znikają niby przypadkiem z obrazka, porzucając starych na pastwę ich własnych dylematów. To prowadzi oczywiście do kryzysu, zakończonego… chwilą na oddech. Bohaterowie spacerują wówczas po leśnych polanach, badają się nieśmiałymi spojrzeniami i szykują do trudnych rozmów, na które wcześniej nie mieli odwagi. W tych momentach warto im towarzyszyć. 
90''
piątek, 19 września 2025
godz. 18:00
TEŚCIOWEI 3
W "Teściach 3" wyczekiwany powrót do serii reżysera Jakuba Michalczuka słychać jeszcze jakby z korytarza albo sąsiedniego pokoju; jego donośny autorski głos i pewnie stawiane reżyserskie kroki składają się w wyraźny komunikat: "Kochani, jestem, wróciłem!" Językiem twórcy jest oczywiście ruch kamery, dlatego to właśnie mastershotem wita się z widzami jak ze starymi znajomymi, skrupulatnie rekonstruując charakterystyczne otwarcie oryginału sprzed czterech lat. Obiektyw ciasno dokleja do pleców zestresowanej pary bohaterów; idzie z nimi kuchennym zapleczem, potem po wąskich schodach do sali balowej, a w tle, jak w "Birdmanie" podgrywa perkusyjna jazzująca solówka. Zaniepokojonych po nieudanym sequelu z 2023 roku Michalczuk uspokaja więc już od pierwszej sceny – nie tylko jesteśmy znowu w domu, ale ten sam gospodarz polewa nam ten sam dowcipny trunek. Czterdzieści procent czystych wspomnień, toast na zdrowie polskiej komedii!

Świat jednak nie zatrzymał się w czasie; nawet w "Teściach" przesuwa się i starzeje. Na etapie trzeciego kolejnego odcinka zerkającego z pokoleniowej perspektywy na matrymonialne problemy zakochanych, młoda para musiała w końcu wymienić się obrączkami. Na całe szczęście dla producentów filmu, w Polsce jest wystarczająco dużo polaryzujących uroczystości i sakramentów, by w oparciu o nie z wytrwałością "Bondów" czy "Godzilli" tworzyć kolejne opowieści o klasowych resentymentach. Trzecia część serii sięga po chrzest, ale równie dobrze mogłaby chwycić się pogrzebu, komunii, czy wspólnie celebrowanej Wigilii – wszystkiego, co z okazji do zacieśnienia więzów może stać się pretekstem do ich poluzowania; zarzewiem ideologicznego sporu i pobudką do okopania się we własnej wyższości nad drugim. Tym razem teściowie-wrogowie stają do tej walki na różne odcienie pogardy w składach o zmienionym status quo. Andrzej (Marcin Dorociński) i Małgorzata (Maja Ostaszewska), wielmożni państwo ze stolicy, są w separacji: on wyjechał do Australii, gdzie z młodą modelką spłodził syna Stanleya (Noah Lucewicz), ona przepracowuje mężowskie porzucenie wsparta na ramieniu przyjaciółki Grażyny (Magdalena Popławska). Naprzeciw nich Wanda (Izabela Kuna) i Tadeusz (Adam Woronowicz) – kościółkowa reprezentacja ściany wschodniej – przechodzą swój własny małżeński kryzys o zaskakującym, seksualnym podłożu. Biorąc pod uwagę pokrewieństwo sytuacji obu poranionych par, "Teściowie 3" mogliby być filmem o przewrotnym połączeniu w bólu; historią empatycznego współczucia pokonującego nawet największe przepaści. Mogliby, ale nie są – bo nie byliby wówczas opowieścią o Polsce.

Wszystko przez to, że cykl spisany piórem Marka Modzelewskiego jest niejako zakładnikiem konfliktu, który nie może się skończyć. Komediowa siła "Teściów" tkwi bowiem w zderzaniu postaw budujących naszą współczesną, narodową polaryzację. To znaczy, że, aby bawić, bohaterowie serii muszą stać w miejscu lub kręcić się w kółko; z każdą kolejną częścią wracać do punktu wyjścia, czyli wyniosłego łypania na siebie spode łba. Zażegnanie tego tarcia – dające szanse na satysfakcjonujący rozwój zamkniętych na siebie nawzajem bohaterów – oznaczyłoby wytrącenie z dłoni twórców najważniejszego komediowego oręża i zgaszenie motoru napędzającego konsekwentnie całą serię. Ten dylemat najmocniej objawił się w "Teściach 2"; nieudanych także dlatego, że szansę na terapeutyczne zbliżenie Wandy i Małgorzaty zaprzepaszczono dla podgrzewania sporu dwóch wizji kobiecości. Asekuranckie powtarzanie jednego żartu kosztem wydeptania fabularnej ścieżki w jakimś określonym kierunku przeniosło wówczas stylową komedię w rejony męczącego kabaretonu.W tym sensie "Teściowie 3" są jak gdyby efektem kaca po wstydliwych błędach minionej nocy. Film Michalczuka diagnozuje problem poprzednika i rozwiązuje go na korzyść traktowanych z szacunkiem bohaterów. I chociaż rozgrywana komediowo pogarda wobec różnic dalej jest tu oczywiście zagnieżdżona w punkcie wyjścia – kryje się nawet w chrzestnych podarkach od babć, medaliku Matki Boskiej (babcia podlaska) i Azteckiego boga słońca (babcia warszawska) – twórcy wiedzą, że nie mogą dłużej trzymać swoich postaci w próżni. Po kilkudziesięciu minutach seansu pary popękane od prywatnych problemów same już jakby tracą werwę do jadowitych drwin. W kolejnych uszczypliwościach litują się nad sobą nawzajem, bo okazują się zbyt prostymi celami szydery. Ten proces detoksykacji na skutek izolowania się od konfliktu pozwala w spokoju przeżyć im swoją melancholię oraz przemyśleć dotychczasowe postawy. W konsekwencji "Teściowie 3" zdobywają się na przynajmniej kilka zaskakująco emocjonalnych rozmów o samotności, pożałowanych wyborach i niewygodzie uważnego życia. Wiele tu zdań zaświadczających o niespodziewanej samoświadomości bohaterów: o głębi tych przerysowanych, tylko pozornie jednowymiarowych charakterów, którą satyra dwóch poprzednich części z sukcesem sprowadzała do chodzących stereotypów.ie ma jednak nic za darmo. W konsekwencji dociążenia emocjonalnej wagi filmu, ta komediowa traci na siebie pomysł – nie mogąc oprzeć się na polaryzacji, wierzga nieumocowanymi, nieważkimi gagami, obecnymi w filmie dla podtrzymania gatunkowego alibi. Ten problem dotyczy przede wszystkim pierwszej połowy "Teściów 3", skupionej na przypomnieniu ostrych kontrastów i rozstawieniu kryzysów na filmowej szachownicy. Gdy te już są na swoich pozycjach, druga połowa może wyzwolić się z żartobliwej napinki, w centrum stawiając poważną sprawę: pracę nad odbudowaniem uleciałego szczęścia w pokiereszowanych relacjach. To cenne rozwiązanie, bo dowodzi autentyzmu uczucia i zrozumienia w stosunku do bohaterów, którego brakowało w poprzednich odsłonach serii – zorientowanych raczej na to, by widz nie mógł i aktywnie nie chciał utożsamić się ze schematami zachowań żadnej z par. 


W tym sensie, na etapie trzeciej części cyklu, Michalczuk i Modzelewski w końcu pozwalają filmowym teściom na dojrzały egoizm; czułe skupienie na sobie samych, przemodelowanie priorytetów, uwolnienie się od gniewu. W ten sposób postacie, w przededniu chrztu swojego wnuka, symbolicznie domykają etap rodzicielstwa i – co za tym idzie – zespolenia z jaskrawymi rolami przewrażliwionych matek i tonujących ojców. Proces ten dzieje się jakby przy okazji, choć twórcy sprytnie wplatają go w strukturę opowieści. W połowie, wraz z spokojnym przepływem komedii w dramat, młodzi znikają niby przypadkiem z obrazka, porzucając starych na pastwę ich własnych dylematów. To prowadzi oczywiście do kryzysu, zakończonego… chwilą na oddech. Bohaterowie spacerują wówczas po leśnych polanach, badają się nieśmiałymi spojrzeniami i szykują do trudnych rozmów, na które wcześniej nie mieli odwagi. W tych momentach warto im towarzyszyć. 
90''
piątek, 19 września 2025
godz. 20:00
sobota, 20 września 2025
TOY STORY
Bohaterami tego filmu są zabawki z dziecięcego pokoju. Zabawki, które ożywają, gdy tylko ludzie odwrócą od nich wzrok. Zabawki nie tylko mówią, myślą i czują, ale tak samo się kłócą, śmieją, boją, są zazdrosne, oszukują i romansują, czy wręcz mają kłopoty z tożsamością. Prym wśród zabawek wiedzie kowboj Chudy , ulubiona zabawka Andy'ego. Ale w dniu urodzin chłopca w pokoju zabaw pojawi się ktoś nowy. Jego przybycie zburzy panujące tam porządki, sprowadzając ze sobą sporo zamieszania i nowych kłopotów.
80''
sobota, 20 września 2025
godz. 16:00
TEŚCIOWEI 3
W "Teściach 3" wyczekiwany powrót do serii reżysera Jakuba Michalczuka słychać jeszcze jakby z korytarza albo sąsiedniego pokoju; jego donośny autorski głos i pewnie stawiane reżyserskie kroki składają się w wyraźny komunikat: "Kochani, jestem, wróciłem!" Językiem twórcy jest oczywiście ruch kamery, dlatego to właśnie mastershotem wita się z widzami jak ze starymi znajomymi, skrupulatnie rekonstruując charakterystyczne otwarcie oryginału sprzed czterech lat. Obiektyw ciasno dokleja do pleców zestresowanej pary bohaterów; idzie z nimi kuchennym zapleczem, potem po wąskich schodach do sali balowej, a w tle, jak w "Birdmanie" podgrywa perkusyjna jazzująca solówka. Zaniepokojonych po nieudanym sequelu z 2023 roku Michalczuk uspokaja więc już od pierwszej sceny – nie tylko jesteśmy znowu w domu, ale ten sam gospodarz polewa nam ten sam dowcipny trunek. Czterdzieści procent czystych wspomnień, toast na zdrowie polskiej komedii!

Świat jednak nie zatrzymał się w czasie; nawet w "Teściach" przesuwa się i starzeje. Na etapie trzeciego kolejnego odcinka zerkającego z pokoleniowej perspektywy na matrymonialne problemy zakochanych, młoda para musiała w końcu wymienić się obrączkami. Na całe szczęście dla producentów filmu, w Polsce jest wystarczająco dużo polaryzujących uroczystości i sakramentów, by w oparciu o nie z wytrwałością "Bondów" czy "Godzilli" tworzyć kolejne opowieści o klasowych resentymentach. Trzecia część serii sięga po chrzest, ale równie dobrze mogłaby chwycić się pogrzebu, komunii, czy wspólnie celebrowanej Wigilii – wszystkiego, co z okazji do zacieśnienia więzów może stać się pretekstem do ich poluzowania; zarzewiem ideologicznego sporu i pobudką do okopania się we własnej wyższości nad drugim. Tym razem teściowie-wrogowie stają do tej walki na różne odcienie pogardy w składach o zmienionym status quo. Andrzej (Marcin Dorociński) i Małgorzata (Maja Ostaszewska), wielmożni państwo ze stolicy, są w separacji: on wyjechał do Australii, gdzie z młodą modelką spłodził syna Stanleya (Noah Lucewicz), ona przepracowuje mężowskie porzucenie wsparta na ramieniu przyjaciółki Grażyny (Magdalena Popławska). Naprzeciw nich Wanda (Izabela Kuna) i Tadeusz (Adam Woronowicz) – kościółkowa reprezentacja ściany wschodniej – przechodzą swój własny małżeński kryzys o zaskakującym, seksualnym podłożu. Biorąc pod uwagę pokrewieństwo sytuacji obu poranionych par, "Teściowie 3" mogliby być filmem o przewrotnym połączeniu w bólu; historią empatycznego współczucia pokonującego nawet największe przepaści. Mogliby, ale nie są – bo nie byliby wówczas opowieścią o Polsce.

Wszystko przez to, że cykl spisany piórem Marka Modzelewskiego jest niejako zakładnikiem konfliktu, który nie może się skończyć. Komediowa siła "Teściów" tkwi bowiem w zderzaniu postaw budujących naszą współczesną, narodową polaryzację. To znaczy, że, aby bawić, bohaterowie serii muszą stać w miejscu lub kręcić się w kółko; z każdą kolejną częścią wracać do punktu wyjścia, czyli wyniosłego łypania na siebie spode łba. Zażegnanie tego tarcia – dające szanse na satysfakcjonujący rozwój zamkniętych na siebie nawzajem bohaterów – oznaczyłoby wytrącenie z dłoni twórców najważniejszego komediowego oręża i zgaszenie motoru napędzającego konsekwentnie całą serię. Ten dylemat najmocniej objawił się w "Teściach 2"; nieudanych także dlatego, że szansę na terapeutyczne zbliżenie Wandy i Małgorzaty zaprzepaszczono dla podgrzewania sporu dwóch wizji kobiecości. Asekuranckie powtarzanie jednego żartu kosztem wydeptania fabularnej ścieżki w jakimś określonym kierunku przeniosło wówczas stylową komedię w rejony męczącego kabaretonu.W tym sensie "Teściowie 3" są jak gdyby efektem kaca po wstydliwych błędach minionej nocy. Film Michalczuka diagnozuje problem poprzednika i rozwiązuje go na korzyść traktowanych z szacunkiem bohaterów. I chociaż rozgrywana komediowo pogarda wobec różnic dalej jest tu oczywiście zagnieżdżona w punkcie wyjścia – kryje się nawet w chrzestnych podarkach od babć, medaliku Matki Boskiej (babcia podlaska) i Azteckiego boga słońca (babcia warszawska) – twórcy wiedzą, że nie mogą dłużej trzymać swoich postaci w próżni. Po kilkudziesięciu minutach seansu pary popękane od prywatnych problemów same już jakby tracą werwę do jadowitych drwin. W kolejnych uszczypliwościach litują się nad sobą nawzajem, bo okazują się zbyt prostymi celami szydery. Ten proces detoksykacji na skutek izolowania się od konfliktu pozwala w spokoju przeżyć im swoją melancholię oraz przemyśleć dotychczasowe postawy. W konsekwencji "Teściowie 3" zdobywają się na przynajmniej kilka zaskakująco emocjonalnych rozmów o samotności, pożałowanych wyborach i niewygodzie uważnego życia. Wiele tu zdań zaświadczających o niespodziewanej samoświadomości bohaterów: o głębi tych przerysowanych, tylko pozornie jednowymiarowych charakterów, którą satyra dwóch poprzednich części z sukcesem sprowadzała do chodzących stereotypów.ie ma jednak nic za darmo. W konsekwencji dociążenia emocjonalnej wagi filmu, ta komediowa traci na siebie pomysł – nie mogąc oprzeć się na polaryzacji, wierzga nieumocowanymi, nieważkimi gagami, obecnymi w filmie dla podtrzymania gatunkowego alibi. Ten problem dotyczy przede wszystkim pierwszej połowy "Teściów 3", skupionej na przypomnieniu ostrych kontrastów i rozstawieniu kryzysów na filmowej szachownicy. Gdy te już są na swoich pozycjach, druga połowa może wyzwolić się z żartobliwej napinki, w centrum stawiając poważną sprawę: pracę nad odbudowaniem uleciałego szczęścia w pokiereszowanych relacjach. To cenne rozwiązanie, bo dowodzi autentyzmu uczucia i zrozumienia w stosunku do bohaterów, którego brakowało w poprzednich odsłonach serii – zorientowanych raczej na to, by widz nie mógł i aktywnie nie chciał utożsamić się ze schematami zachowań żadnej z par. 


W tym sensie, na etapie trzeciej części cyklu, Michalczuk i Modzelewski w końcu pozwalają filmowym teściom na dojrzały egoizm; czułe skupienie na sobie samych, przemodelowanie priorytetów, uwolnienie się od gniewu. W ten sposób postacie, w przededniu chrztu swojego wnuka, symbolicznie domykają etap rodzicielstwa i – co za tym idzie – zespolenia z jaskrawymi rolami przewrażliwionych matek i tonujących ojców. Proces ten dzieje się jakby przy okazji, choć twórcy sprytnie wplatają go w strukturę opowieści. W połowie, wraz z spokojnym przepływem komedii w dramat, młodzi znikają niby przypadkiem z obrazka, porzucając starych na pastwę ich własnych dylematów. To prowadzi oczywiście do kryzysu, zakończonego… chwilą na oddech. Bohaterowie spacerują wówczas po leśnych polanach, badają się nieśmiałymi spojrzeniami i szykują do trudnych rozmów, na które wcześniej nie mieli odwagi. W tych momentach warto im towarzyszyć. 
90''
sobota, 20 września 2025
godz. 18:00
TEŚCIOWEI 3
W "Teściach 3" wyczekiwany powrót do serii reżysera Jakuba Michalczuka słychać jeszcze jakby z korytarza albo sąsiedniego pokoju; jego donośny autorski głos i pewnie stawiane reżyserskie kroki składają się w wyraźny komunikat: "Kochani, jestem, wróciłem!" Językiem twórcy jest oczywiście ruch kamery, dlatego to właśnie mastershotem wita się z widzami jak ze starymi znajomymi, skrupulatnie rekonstruując charakterystyczne otwarcie oryginału sprzed czterech lat. Obiektyw ciasno dokleja do pleców zestresowanej pary bohaterów; idzie z nimi kuchennym zapleczem, potem po wąskich schodach do sali balowej, a w tle, jak w "Birdmanie" podgrywa perkusyjna jazzująca solówka. Zaniepokojonych po nieudanym sequelu z 2023 roku Michalczuk uspokaja więc już od pierwszej sceny – nie tylko jesteśmy znowu w domu, ale ten sam gospodarz polewa nam ten sam dowcipny trunek. Czterdzieści procent czystych wspomnień, toast na zdrowie polskiej komedii!

Świat jednak nie zatrzymał się w czasie; nawet w "Teściach" przesuwa się i starzeje. Na etapie trzeciego kolejnego odcinka zerkającego z pokoleniowej perspektywy na matrymonialne problemy zakochanych, młoda para musiała w końcu wymienić się obrączkami. Na całe szczęście dla producentów filmu, w Polsce jest wystarczająco dużo polaryzujących uroczystości i sakramentów, by w oparciu o nie z wytrwałością "Bondów" czy "Godzilli" tworzyć kolejne opowieści o klasowych resentymentach. Trzecia część serii sięga po chrzest, ale równie dobrze mogłaby chwycić się pogrzebu, komunii, czy wspólnie celebrowanej Wigilii – wszystkiego, co z okazji do zacieśnienia więzów może stać się pretekstem do ich poluzowania; zarzewiem ideologicznego sporu i pobudką do okopania się we własnej wyższości nad drugim. Tym razem teściowie-wrogowie stają do tej walki na różne odcienie pogardy w składach o zmienionym status quo. Andrzej (Marcin Dorociński) i Małgorzata (Maja Ostaszewska), wielmożni państwo ze stolicy, są w separacji: on wyjechał do Australii, gdzie z młodą modelką spłodził syna Stanleya (Noah Lucewicz), ona przepracowuje mężowskie porzucenie wsparta na ramieniu przyjaciółki Grażyny (Magdalena Popławska). Naprzeciw nich Wanda (Izabela Kuna) i Tadeusz (Adam Woronowicz) – kościółkowa reprezentacja ściany wschodniej – przechodzą swój własny małżeński kryzys o zaskakującym, seksualnym podłożu. Biorąc pod uwagę pokrewieństwo sytuacji obu poranionych par, "Teściowie 3" mogliby być filmem o przewrotnym połączeniu w bólu; historią empatycznego współczucia pokonującego nawet największe przepaści. Mogliby, ale nie są – bo nie byliby wówczas opowieścią o Polsce.

Wszystko przez to, że cykl spisany piórem Marka Modzelewskiego jest niejako zakładnikiem konfliktu, który nie może się skończyć. Komediowa siła "Teściów" tkwi bowiem w zderzaniu postaw budujących naszą współczesną, narodową polaryzację. To znaczy, że, aby bawić, bohaterowie serii muszą stać w miejscu lub kręcić się w kółko; z każdą kolejną częścią wracać do punktu wyjścia, czyli wyniosłego łypania na siebie spode łba. Zażegnanie tego tarcia – dające szanse na satysfakcjonujący rozwój zamkniętych na siebie nawzajem bohaterów – oznaczyłoby wytrącenie z dłoni twórców najważniejszego komediowego oręża i zgaszenie motoru napędzającego konsekwentnie całą serię. Ten dylemat najmocniej objawił się w "Teściach 2"; nieudanych także dlatego, że szansę na terapeutyczne zbliżenie Wandy i Małgorzaty zaprzepaszczono dla podgrzewania sporu dwóch wizji kobiecości. Asekuranckie powtarzanie jednego żartu kosztem wydeptania fabularnej ścieżki w jakimś określonym kierunku przeniosło wówczas stylową komedię w rejony męczącego kabaretonu.W tym sensie "Teściowie 3" są jak gdyby efektem kaca po wstydliwych błędach minionej nocy. Film Michalczuka diagnozuje problem poprzednika i rozwiązuje go na korzyść traktowanych z szacunkiem bohaterów. I chociaż rozgrywana komediowo pogarda wobec różnic dalej jest tu oczywiście zagnieżdżona w punkcie wyjścia – kryje się nawet w chrzestnych podarkach od babć, medaliku Matki Boskiej (babcia podlaska) i Azteckiego boga słońca (babcia warszawska) – twórcy wiedzą, że nie mogą dłużej trzymać swoich postaci w próżni. Po kilkudziesięciu minutach seansu pary popękane od prywatnych problemów same już jakby tracą werwę do jadowitych drwin. W kolejnych uszczypliwościach litują się nad sobą nawzajem, bo okazują się zbyt prostymi celami szydery. Ten proces detoksykacji na skutek izolowania się od konfliktu pozwala w spokoju przeżyć im swoją melancholię oraz przemyśleć dotychczasowe postawy. W konsekwencji "Teściowie 3" zdobywają się na przynajmniej kilka zaskakująco emocjonalnych rozmów o samotności, pożałowanych wyborach i niewygodzie uważnego życia. Wiele tu zdań zaświadczających o niespodziewanej samoświadomości bohaterów: o głębi tych przerysowanych, tylko pozornie jednowymiarowych charakterów, którą satyra dwóch poprzednich części z sukcesem sprowadzała do chodzących stereotypów.ie ma jednak nic za darmo. W konsekwencji dociążenia emocjonalnej wagi filmu, ta komediowa traci na siebie pomysł – nie mogąc oprzeć się na polaryzacji, wierzga nieumocowanymi, nieważkimi gagami, obecnymi w filmie dla podtrzymania gatunkowego alibi. Ten problem dotyczy przede wszystkim pierwszej połowy "Teściów 3", skupionej na przypomnieniu ostrych kontrastów i rozstawieniu kryzysów na filmowej szachownicy. Gdy te już są na swoich pozycjach, druga połowa może wyzwolić się z żartobliwej napinki, w centrum stawiając poważną sprawę: pracę nad odbudowaniem uleciałego szczęścia w pokiereszowanych relacjach. To cenne rozwiązanie, bo dowodzi autentyzmu uczucia i zrozumienia w stosunku do bohaterów, którego brakowało w poprzednich odsłonach serii – zorientowanych raczej na to, by widz nie mógł i aktywnie nie chciał utożsamić się ze schematami zachowań żadnej z par. 


W tym sensie, na etapie trzeciej części cyklu, Michalczuk i Modzelewski w końcu pozwalają filmowym teściom na dojrzały egoizm; czułe skupienie na sobie samych, przemodelowanie priorytetów, uwolnienie się od gniewu. W ten sposób postacie, w przededniu chrztu swojego wnuka, symbolicznie domykają etap rodzicielstwa i – co za tym idzie – zespolenia z jaskrawymi rolami przewrażliwionych matek i tonujących ojców. Proces ten dzieje się jakby przy okazji, choć twórcy sprytnie wplatają go w strukturę opowieści. W połowie, wraz z spokojnym przepływem komedii w dramat, młodzi znikają niby przypadkiem z obrazka, porzucając starych na pastwę ich własnych dylematów. To prowadzi oczywiście do kryzysu, zakończonego… chwilą na oddech. Bohaterowie spacerują wówczas po leśnych polanach, badają się nieśmiałymi spojrzeniami i szykują do trudnych rozmów, na które wcześniej nie mieli odwagi. W tych momentach warto im towarzyszyć. 
90''
sobota, 20 września 2025
godz. 20:00
niedziela, 21 września 2025
TOY STORY
Bohaterami tego filmu są zabawki z dziecięcego pokoju. Zabawki, które ożywają, gdy tylko ludzie odwrócą od nich wzrok. Zabawki nie tylko mówią, myślą i czują, ale tak samo się kłócą, śmieją, boją, są zazdrosne, oszukują i romansują, czy wręcz mają kłopoty z tożsamością. Prym wśród zabawek wiedzie kowboj Chudy , ulubiona zabawka Andy'ego. Ale w dniu urodzin chłopca w pokoju zabaw pojawi się ktoś nowy. Jego przybycie zburzy panujące tam porządki, sprowadzając ze sobą sporo zamieszania i nowych kłopotów.
80''
niedziela, 21 września 2025
godz. 16:00
TEŚCIOWEI 3
W "Teściach 3" wyczekiwany powrót do serii reżysera Jakuba Michalczuka słychać jeszcze jakby z korytarza albo sąsiedniego pokoju; jego donośny autorski głos i pewnie stawiane reżyserskie kroki składają się w wyraźny komunikat: "Kochani, jestem, wróciłem!" Językiem twórcy jest oczywiście ruch kamery, dlatego to właśnie mastershotem wita się z widzami jak ze starymi znajomymi, skrupulatnie rekonstruując charakterystyczne otwarcie oryginału sprzed czterech lat. Obiektyw ciasno dokleja do pleców zestresowanej pary bohaterów; idzie z nimi kuchennym zapleczem, potem po wąskich schodach do sali balowej, a w tle, jak w "Birdmanie" podgrywa perkusyjna jazzująca solówka. Zaniepokojonych po nieudanym sequelu z 2023 roku Michalczuk uspokaja więc już od pierwszej sceny – nie tylko jesteśmy znowu w domu, ale ten sam gospodarz polewa nam ten sam dowcipny trunek. Czterdzieści procent czystych wspomnień, toast na zdrowie polskiej komedii!

Świat jednak nie zatrzymał się w czasie; nawet w "Teściach" przesuwa się i starzeje. Na etapie trzeciego kolejnego odcinka zerkającego z pokoleniowej perspektywy na matrymonialne problemy zakochanych, młoda para musiała w końcu wymienić się obrączkami. Na całe szczęście dla producentów filmu, w Polsce jest wystarczająco dużo polaryzujących uroczystości i sakramentów, by w oparciu o nie z wytrwałością "Bondów" czy "Godzilli" tworzyć kolejne opowieści o klasowych resentymentach. Trzecia część serii sięga po chrzest, ale równie dobrze mogłaby chwycić się pogrzebu, komunii, czy wspólnie celebrowanej Wigilii – wszystkiego, co z okazji do zacieśnienia więzów może stać się pretekstem do ich poluzowania; zarzewiem ideologicznego sporu i pobudką do okopania się we własnej wyższości nad drugim. Tym razem teściowie-wrogowie stają do tej walki na różne odcienie pogardy w składach o zmienionym status quo. Andrzej (Marcin Dorociński) i Małgorzata (Maja Ostaszewska), wielmożni państwo ze stolicy, są w separacji: on wyjechał do Australii, gdzie z młodą modelką spłodził syna Stanleya (Noah Lucewicz), ona przepracowuje mężowskie porzucenie wsparta na ramieniu przyjaciółki Grażyny (Magdalena Popławska). Naprzeciw nich Wanda (Izabela Kuna) i Tadeusz (Adam Woronowicz) – kościółkowa reprezentacja ściany wschodniej – przechodzą swój własny małżeński kryzys o zaskakującym, seksualnym podłożu. Biorąc pod uwagę pokrewieństwo sytuacji obu poranionych par, "Teściowie 3" mogliby być filmem o przewrotnym połączeniu w bólu; historią empatycznego współczucia pokonującego nawet największe przepaści. Mogliby, ale nie są – bo nie byliby wówczas opowieścią o Polsce.

Wszystko przez to, że cykl spisany piórem Marka Modzelewskiego jest niejako zakładnikiem konfliktu, który nie może się skończyć. Komediowa siła "Teściów" tkwi bowiem w zderzaniu postaw budujących naszą współczesną, narodową polaryzację. To znaczy, że, aby bawić, bohaterowie serii muszą stać w miejscu lub kręcić się w kółko; z każdą kolejną częścią wracać do punktu wyjścia, czyli wyniosłego łypania na siebie spode łba. Zażegnanie tego tarcia – dające szanse na satysfakcjonujący rozwój zamkniętych na siebie nawzajem bohaterów – oznaczyłoby wytrącenie z dłoni twórców najważniejszego komediowego oręża i zgaszenie motoru napędzającego konsekwentnie całą serię. Ten dylemat najmocniej objawił się w "Teściach 2"; nieudanych także dlatego, że szansę na terapeutyczne zbliżenie Wandy i Małgorzaty zaprzepaszczono dla podgrzewania sporu dwóch wizji kobiecości. Asekuranckie powtarzanie jednego żartu kosztem wydeptania fabularnej ścieżki w jakimś określonym kierunku przeniosło wówczas stylową komedię w rejony męczącego kabaretonu.W tym sensie "Teściowie 3" są jak gdyby efektem kaca po wstydliwych błędach minionej nocy. Film Michalczuka diagnozuje problem poprzednika i rozwiązuje go na korzyść traktowanych z szacunkiem bohaterów. I chociaż rozgrywana komediowo pogarda wobec różnic dalej jest tu oczywiście zagnieżdżona w punkcie wyjścia – kryje się nawet w chrzestnych podarkach od babć, medaliku Matki Boskiej (babcia podlaska) i Azteckiego boga słońca (babcia warszawska) – twórcy wiedzą, że nie mogą dłużej trzymać swoich postaci w próżni. Po kilkudziesięciu minutach seansu pary popękane od prywatnych problemów same już jakby tracą werwę do jadowitych drwin. W kolejnych uszczypliwościach litują się nad sobą nawzajem, bo okazują się zbyt prostymi celami szydery. Ten proces detoksykacji na skutek izolowania się od konfliktu pozwala w spokoju przeżyć im swoją melancholię oraz przemyśleć dotychczasowe postawy. W konsekwencji "Teściowie 3" zdobywają się na przynajmniej kilka zaskakująco emocjonalnych rozmów o samotności, pożałowanych wyborach i niewygodzie uważnego życia. Wiele tu zdań zaświadczających o niespodziewanej samoświadomości bohaterów: o głębi tych przerysowanych, tylko pozornie jednowymiarowych charakterów, którą satyra dwóch poprzednich części z sukcesem sprowadzała do chodzących stereotypów.ie ma jednak nic za darmo. W konsekwencji dociążenia emocjonalnej wagi filmu, ta komediowa traci na siebie pomysł – nie mogąc oprzeć się na polaryzacji, wierzga nieumocowanymi, nieważkimi gagami, obecnymi w filmie dla podtrzymania gatunkowego alibi. Ten problem dotyczy przede wszystkim pierwszej połowy "Teściów 3", skupionej na przypomnieniu ostrych kontrastów i rozstawieniu kryzysów na filmowej szachownicy. Gdy te już są na swoich pozycjach, druga połowa może wyzwolić się z żartobliwej napinki, w centrum stawiając poważną sprawę: pracę nad odbudowaniem uleciałego szczęścia w pokiereszowanych relacjach. To cenne rozwiązanie, bo dowodzi autentyzmu uczucia i zrozumienia w stosunku do bohaterów, którego brakowało w poprzednich odsłonach serii – zorientowanych raczej na to, by widz nie mógł i aktywnie nie chciał utożsamić się ze schematami zachowań żadnej z par. 


W tym sensie, na etapie trzeciej części cyklu, Michalczuk i Modzelewski w końcu pozwalają filmowym teściom na dojrzały egoizm; czułe skupienie na sobie samych, przemodelowanie priorytetów, uwolnienie się od gniewu. W ten sposób postacie, w przededniu chrztu swojego wnuka, symbolicznie domykają etap rodzicielstwa i – co za tym idzie – zespolenia z jaskrawymi rolami przewrażliwionych matek i tonujących ojców. Proces ten dzieje się jakby przy okazji, choć twórcy sprytnie wplatają go w strukturę opowieści. W połowie, wraz z spokojnym przepływem komedii w dramat, młodzi znikają niby przypadkiem z obrazka, porzucając starych na pastwę ich własnych dylematów. To prowadzi oczywiście do kryzysu, zakończonego… chwilą na oddech. Bohaterowie spacerują wówczas po leśnych polanach, badają się nieśmiałymi spojrzeniami i szykują do trudnych rozmów, na które wcześniej nie mieli odwagi. W tych momentach warto im towarzyszyć. 
90''
niedziela, 21 września 2025
godz. 18:00
TEŚCIOWEI 3
W "Teściach 3" wyczekiwany powrót do serii reżysera Jakuba Michalczuka słychać jeszcze jakby z korytarza albo sąsiedniego pokoju; jego donośny autorski głos i pewnie stawiane reżyserskie kroki składają się w wyraźny komunikat: "Kochani, jestem, wróciłem!" Językiem twórcy jest oczywiście ruch kamery, dlatego to właśnie mastershotem wita się z widzami jak ze starymi znajomymi, skrupulatnie rekonstruując charakterystyczne otwarcie oryginału sprzed czterech lat. Obiektyw ciasno dokleja do pleców zestresowanej pary bohaterów; idzie z nimi kuchennym zapleczem, potem po wąskich schodach do sali balowej, a w tle, jak w "Birdmanie" podgrywa perkusyjna jazzująca solówka. Zaniepokojonych po nieudanym sequelu z 2023 roku Michalczuk uspokaja więc już od pierwszej sceny – nie tylko jesteśmy znowu w domu, ale ten sam gospodarz polewa nam ten sam dowcipny trunek. Czterdzieści procent czystych wspomnień, toast na zdrowie polskiej komedii!

Świat jednak nie zatrzymał się w czasie; nawet w "Teściach" przesuwa się i starzeje. Na etapie trzeciego kolejnego odcinka zerkającego z pokoleniowej perspektywy na matrymonialne problemy zakochanych, młoda para musiała w końcu wymienić się obrączkami. Na całe szczęście dla producentów filmu, w Polsce jest wystarczająco dużo polaryzujących uroczystości i sakramentów, by w oparciu o nie z wytrwałością "Bondów" czy "Godzilli" tworzyć kolejne opowieści o klasowych resentymentach. Trzecia część serii sięga po chrzest, ale równie dobrze mogłaby chwycić się pogrzebu, komunii, czy wspólnie celebrowanej Wigilii – wszystkiego, co z okazji do zacieśnienia więzów może stać się pretekstem do ich poluzowania; zarzewiem ideologicznego sporu i pobudką do okopania się we własnej wyższości nad drugim. Tym razem teściowie-wrogowie stają do tej walki na różne odcienie pogardy w składach o zmienionym status quo. Andrzej (Marcin Dorociński) i Małgorzata (Maja Ostaszewska), wielmożni państwo ze stolicy, są w separacji: on wyjechał do Australii, gdzie z młodą modelką spłodził syna Stanleya (Noah Lucewicz), ona przepracowuje mężowskie porzucenie wsparta na ramieniu przyjaciółki Grażyny (Magdalena Popławska). Naprzeciw nich Wanda (Izabela Kuna) i Tadeusz (Adam Woronowicz) – kościółkowa reprezentacja ściany wschodniej – przechodzą swój własny małżeński kryzys o zaskakującym, seksualnym podłożu. Biorąc pod uwagę pokrewieństwo sytuacji obu poranionych par, "Teściowie 3" mogliby być filmem o przewrotnym połączeniu w bólu; historią empatycznego współczucia pokonującego nawet największe przepaści. Mogliby, ale nie są – bo nie byliby wówczas opowieścią o Polsce.

Wszystko przez to, że cykl spisany piórem Marka Modzelewskiego jest niejako zakładnikiem konfliktu, który nie może się skończyć. Komediowa siła "Teściów" tkwi bowiem w zderzaniu postaw budujących naszą współczesną, narodową polaryzację. To znaczy, że, aby bawić, bohaterowie serii muszą stać w miejscu lub kręcić się w kółko; z każdą kolejną częścią wracać do punktu wyjścia, czyli wyniosłego łypania na siebie spode łba. Zażegnanie tego tarcia – dające szanse na satysfakcjonujący rozwój zamkniętych na siebie nawzajem bohaterów – oznaczyłoby wytrącenie z dłoni twórców najważniejszego komediowego oręża i zgaszenie motoru napędzającego konsekwentnie całą serię. Ten dylemat najmocniej objawił się w "Teściach 2"; nieudanych także dlatego, że szansę na terapeutyczne zbliżenie Wandy i Małgorzaty zaprzepaszczono dla podgrzewania sporu dwóch wizji kobiecości. Asekuranckie powtarzanie jednego żartu kosztem wydeptania fabularnej ścieżki w jakimś określonym kierunku przeniosło wówczas stylową komedię w rejony męczącego kabaretonu.W tym sensie "Teściowie 3" są jak gdyby efektem kaca po wstydliwych błędach minionej nocy. Film Michalczuka diagnozuje problem poprzednika i rozwiązuje go na korzyść traktowanych z szacunkiem bohaterów. I chociaż rozgrywana komediowo pogarda wobec różnic dalej jest tu oczywiście zagnieżdżona w punkcie wyjścia – kryje się nawet w chrzestnych podarkach od babć, medaliku Matki Boskiej (babcia podlaska) i Azteckiego boga słońca (babcia warszawska) – twórcy wiedzą, że nie mogą dłużej trzymać swoich postaci w próżni. Po kilkudziesięciu minutach seansu pary popękane od prywatnych problemów same już jakby tracą werwę do jadowitych drwin. W kolejnych uszczypliwościach litują się nad sobą nawzajem, bo okazują się zbyt prostymi celami szydery. Ten proces detoksykacji na skutek izolowania się od konfliktu pozwala w spokoju przeżyć im swoją melancholię oraz przemyśleć dotychczasowe postawy. W konsekwencji "Teściowie 3" zdobywają się na przynajmniej kilka zaskakująco emocjonalnych rozmów o samotności, pożałowanych wyborach i niewygodzie uważnego życia. Wiele tu zdań zaświadczających o niespodziewanej samoświadomości bohaterów: o głębi tych przerysowanych, tylko pozornie jednowymiarowych charakterów, którą satyra dwóch poprzednich części z sukcesem sprowadzała do chodzących stereotypów.ie ma jednak nic za darmo. W konsekwencji dociążenia emocjonalnej wagi filmu, ta komediowa traci na siebie pomysł – nie mogąc oprzeć się na polaryzacji, wierzga nieumocowanymi, nieważkimi gagami, obecnymi w filmie dla podtrzymania gatunkowego alibi. Ten problem dotyczy przede wszystkim pierwszej połowy "Teściów 3", skupionej na przypomnieniu ostrych kontrastów i rozstawieniu kryzysów na filmowej szachownicy. Gdy te już są na swoich pozycjach, druga połowa może wyzwolić się z żartobliwej napinki, w centrum stawiając poważną sprawę: pracę nad odbudowaniem uleciałego szczęścia w pokiereszowanych relacjach. To cenne rozwiązanie, bo dowodzi autentyzmu uczucia i zrozumienia w stosunku do bohaterów, którego brakowało w poprzednich odsłonach serii – zorientowanych raczej na to, by widz nie mógł i aktywnie nie chciał utożsamić się ze schematami zachowań żadnej z par. 


W tym sensie, na etapie trzeciej części cyklu, Michalczuk i Modzelewski w końcu pozwalają filmowym teściom na dojrzały egoizm; czułe skupienie na sobie samych, przemodelowanie priorytetów, uwolnienie się od gniewu. W ten sposób postacie, w przededniu chrztu swojego wnuka, symbolicznie domykają etap rodzicielstwa i – co za tym idzie – zespolenia z jaskrawymi rolami przewrażliwionych matek i tonujących ojców. Proces ten dzieje się jakby przy okazji, choć twórcy sprytnie wplatają go w strukturę opowieści. W połowie, wraz z spokojnym przepływem komedii w dramat, młodzi znikają niby przypadkiem z obrazka, porzucając starych na pastwę ich własnych dylematów. To prowadzi oczywiście do kryzysu, zakończonego… chwilą na oddech. Bohaterowie spacerują wówczas po leśnych polanach, badają się nieśmiałymi spojrzeniami i szykują do trudnych rozmów, na które wcześniej nie mieli odwagi. W tych momentach warto im towarzyszyć. 
90''
niedziela, 21 września 2025
godz. 20:00
wtorek, 23 września 2025
TOY STORY
Bohaterami tego filmu są zabawki z dziecięcego pokoju. Zabawki, które ożywają, gdy tylko ludzie odwrócą od nich wzrok. Zabawki nie tylko mówią, myślą i czują, ale tak samo się kłócą, śmieją, boją, są zazdrosne, oszukują i romansują, czy wręcz mają kłopoty z tożsamością. Prym wśród zabawek wiedzie kowboj Chudy , ulubiona zabawka Andy'ego. Ale w dniu urodzin chłopca w pokoju zabaw pojawi się ktoś nowy. Jego przybycie zburzy panujące tam porządki, sprowadzając ze sobą sporo zamieszania i nowych kłopotów.
80''
wtorek, 23 września 2025
godz. 16:00
TEŚCIOWEI 3
W "Teściach 3" wyczekiwany powrót do serii reżysera Jakuba Michalczuka słychać jeszcze jakby z korytarza albo sąsiedniego pokoju; jego donośny autorski głos i pewnie stawiane reżyserskie kroki składają się w wyraźny komunikat: "Kochani, jestem, wróciłem!" Językiem twórcy jest oczywiście ruch kamery, dlatego to właśnie mastershotem wita się z widzami jak ze starymi znajomymi, skrupulatnie rekonstruując charakterystyczne otwarcie oryginału sprzed czterech lat. Obiektyw ciasno dokleja do pleców zestresowanej pary bohaterów; idzie z nimi kuchennym zapleczem, potem po wąskich schodach do sali balowej, a w tle, jak w "Birdmanie" podgrywa perkusyjna jazzująca solówka. Zaniepokojonych po nieudanym sequelu z 2023 roku Michalczuk uspokaja więc już od pierwszej sceny – nie tylko jesteśmy znowu w domu, ale ten sam gospodarz polewa nam ten sam dowcipny trunek. Czterdzieści procent czystych wspomnień, toast na zdrowie polskiej komedii!

Świat jednak nie zatrzymał się w czasie; nawet w "Teściach" przesuwa się i starzeje. Na etapie trzeciego kolejnego odcinka zerkającego z pokoleniowej perspektywy na matrymonialne problemy zakochanych, młoda para musiała w końcu wymienić się obrączkami. Na całe szczęście dla producentów filmu, w Polsce jest wystarczająco dużo polaryzujących uroczystości i sakramentów, by w oparciu o nie z wytrwałością "Bondów" czy "Godzilli" tworzyć kolejne opowieści o klasowych resentymentach. Trzecia część serii sięga po chrzest, ale równie dobrze mogłaby chwycić się pogrzebu, komunii, czy wspólnie celebrowanej Wigilii – wszystkiego, co z okazji do zacieśnienia więzów może stać się pretekstem do ich poluzowania; zarzewiem ideologicznego sporu i pobudką do okopania się we własnej wyższości nad drugim. Tym razem teściowie-wrogowie stają do tej walki na różne odcienie pogardy w składach o zmienionym status quo. Andrzej (Marcin Dorociński) i Małgorzata (Maja Ostaszewska), wielmożni państwo ze stolicy, są w separacji: on wyjechał do Australii, gdzie z młodą modelką spłodził syna Stanleya (Noah Lucewicz), ona przepracowuje mężowskie porzucenie wsparta na ramieniu przyjaciółki Grażyny (Magdalena Popławska). Naprzeciw nich Wanda (Izabela Kuna) i Tadeusz (Adam Woronowicz) – kościółkowa reprezentacja ściany wschodniej – przechodzą swój własny małżeński kryzys o zaskakującym, seksualnym podłożu. Biorąc pod uwagę pokrewieństwo sytuacji obu poranionych par, "Teściowie 3" mogliby być filmem o przewrotnym połączeniu w bólu; historią empatycznego współczucia pokonującego nawet największe przepaści. Mogliby, ale nie są – bo nie byliby wówczas opowieścią o Polsce.

Wszystko przez to, że cykl spisany piórem Marka Modzelewskiego jest niejako zakładnikiem konfliktu, który nie może się skończyć. Komediowa siła "Teściów" tkwi bowiem w zderzaniu postaw budujących naszą współczesną, narodową polaryzację. To znaczy, że, aby bawić, bohaterowie serii muszą stać w miejscu lub kręcić się w kółko; z każdą kolejną częścią wracać do punktu wyjścia, czyli wyniosłego łypania na siebie spode łba. Zażegnanie tego tarcia – dające szanse na satysfakcjonujący rozwój zamkniętych na siebie nawzajem bohaterów – oznaczyłoby wytrącenie z dłoni twórców najważniejszego komediowego oręża i zgaszenie motoru napędzającego konsekwentnie całą serię. Ten dylemat najmocniej objawił się w "Teściach 2"; nieudanych także dlatego, że szansę na terapeutyczne zbliżenie Wandy i Małgorzaty zaprzepaszczono dla podgrzewania sporu dwóch wizji kobiecości. Asekuranckie powtarzanie jednego żartu kosztem wydeptania fabularnej ścieżki w jakimś określonym kierunku przeniosło wówczas stylową komedię w rejony męczącego kabaretonu.W tym sensie "Teściowie 3" są jak gdyby efektem kaca po wstydliwych błędach minionej nocy. Film Michalczuka diagnozuje problem poprzednika i rozwiązuje go na korzyść traktowanych z szacunkiem bohaterów. I chociaż rozgrywana komediowo pogarda wobec różnic dalej jest tu oczywiście zagnieżdżona w punkcie wyjścia – kryje się nawet w chrzestnych podarkach od babć, medaliku Matki Boskiej (babcia podlaska) i Azteckiego boga słońca (babcia warszawska) – twórcy wiedzą, że nie mogą dłużej trzymać swoich postaci w próżni. Po kilkudziesięciu minutach seansu pary popękane od prywatnych problemów same już jakby tracą werwę do jadowitych drwin. W kolejnych uszczypliwościach litują się nad sobą nawzajem, bo okazują się zbyt prostymi celami szydery. Ten proces detoksykacji na skutek izolowania się od konfliktu pozwala w spokoju przeżyć im swoją melancholię oraz przemyśleć dotychczasowe postawy. W konsekwencji "Teściowie 3" zdobywają się na przynajmniej kilka zaskakująco emocjonalnych rozmów o samotności, pożałowanych wyborach i niewygodzie uważnego życia. Wiele tu zdań zaświadczających o niespodziewanej samoświadomości bohaterów: o głębi tych przerysowanych, tylko pozornie jednowymiarowych charakterów, którą satyra dwóch poprzednich części z sukcesem sprowadzała do chodzących stereotypów.ie ma jednak nic za darmo. W konsekwencji dociążenia emocjonalnej wagi filmu, ta komediowa traci na siebie pomysł – nie mogąc oprzeć się na polaryzacji, wierzga nieumocowanymi, nieważkimi gagami, obecnymi w filmie dla podtrzymania gatunkowego alibi. Ten problem dotyczy przede wszystkim pierwszej połowy "Teściów 3", skupionej na przypomnieniu ostrych kontrastów i rozstawieniu kryzysów na filmowej szachownicy. Gdy te już są na swoich pozycjach, druga połowa może wyzwolić się z żartobliwej napinki, w centrum stawiając poważną sprawę: pracę nad odbudowaniem uleciałego szczęścia w pokiereszowanych relacjach. To cenne rozwiązanie, bo dowodzi autentyzmu uczucia i zrozumienia w stosunku do bohaterów, którego brakowało w poprzednich odsłonach serii – zorientowanych raczej na to, by widz nie mógł i aktywnie nie chciał utożsamić się ze schematami zachowań żadnej z par. 


W tym sensie, na etapie trzeciej części cyklu, Michalczuk i Modzelewski w końcu pozwalają filmowym teściom na dojrzały egoizm; czułe skupienie na sobie samych, przemodelowanie priorytetów, uwolnienie się od gniewu. W ten sposób postacie, w przededniu chrztu swojego wnuka, symbolicznie domykają etap rodzicielstwa i – co za tym idzie – zespolenia z jaskrawymi rolami przewrażliwionych matek i tonujących ojców. Proces ten dzieje się jakby przy okazji, choć twórcy sprytnie wplatają go w strukturę opowieści. W połowie, wraz z spokojnym przepływem komedii w dramat, młodzi znikają niby przypadkiem z obrazka, porzucając starych na pastwę ich własnych dylematów. To prowadzi oczywiście do kryzysu, zakończonego… chwilą na oddech. Bohaterowie spacerują wówczas po leśnych polanach, badają się nieśmiałymi spojrzeniami i szykują do trudnych rozmów, na które wcześniej nie mieli odwagi. W tych momentach warto im towarzyszyć. 
90''
wtorek, 23 września 2025
godz. 18:00
TEŚCIOWEI 3
W "Teściach 3" wyczekiwany powrót do serii reżysera Jakuba Michalczuka słychać jeszcze jakby z korytarza albo sąsiedniego pokoju; jego donośny autorski głos i pewnie stawiane reżyserskie kroki składają się w wyraźny komunikat: "Kochani, jestem, wróciłem!" Językiem twórcy jest oczywiście ruch kamery, dlatego to właśnie mastershotem wita się z widzami jak ze starymi znajomymi, skrupulatnie rekonstruując charakterystyczne otwarcie oryginału sprzed czterech lat. Obiektyw ciasno dokleja do pleców zestresowanej pary bohaterów; idzie z nimi kuchennym zapleczem, potem po wąskich schodach do sali balowej, a w tle, jak w "Birdmanie" podgrywa perkusyjna jazzująca solówka. Zaniepokojonych po nieudanym sequelu z 2023 roku Michalczuk uspokaja więc już od pierwszej sceny – nie tylko jesteśmy znowu w domu, ale ten sam gospodarz polewa nam ten sam dowcipny trunek. Czterdzieści procent czystych wspomnień, toast na zdrowie polskiej komedii!

Świat jednak nie zatrzymał się w czasie; nawet w "Teściach" przesuwa się i starzeje. Na etapie trzeciego kolejnego odcinka zerkającego z pokoleniowej perspektywy na matrymonialne problemy zakochanych, młoda para musiała w końcu wymienić się obrączkami. Na całe szczęście dla producentów filmu, w Polsce jest wystarczająco dużo polaryzujących uroczystości i sakramentów, by w oparciu o nie z wytrwałością "Bondów" czy "Godzilli" tworzyć kolejne opowieści o klasowych resentymentach. Trzecia część serii sięga po chrzest, ale równie dobrze mogłaby chwycić się pogrzebu, komunii, czy wspólnie celebrowanej Wigilii – wszystkiego, co z okazji do zacieśnienia więzów może stać się pretekstem do ich poluzowania; zarzewiem ideologicznego sporu i pobudką do okopania się we własnej wyższości nad drugim. Tym razem teściowie-wrogowie stają do tej walki na różne odcienie pogardy w składach o zmienionym status quo. Andrzej (Marcin Dorociński) i Małgorzata (Maja Ostaszewska), wielmożni państwo ze stolicy, są w separacji: on wyjechał do Australii, gdzie z młodą modelką spłodził syna Stanleya (Noah Lucewicz), ona przepracowuje mężowskie porzucenie wsparta na ramieniu przyjaciółki Grażyny (Magdalena Popławska). Naprzeciw nich Wanda (Izabela Kuna) i Tadeusz (Adam Woronowicz) – kościółkowa reprezentacja ściany wschodniej – przechodzą swój własny małżeński kryzys o zaskakującym, seksualnym podłożu. Biorąc pod uwagę pokrewieństwo sytuacji obu poranionych par, "Teściowie 3" mogliby być filmem o przewrotnym połączeniu w bólu; historią empatycznego współczucia pokonującego nawet największe przepaści. Mogliby, ale nie są – bo nie byliby wówczas opowieścią o Polsce.

Wszystko przez to, że cykl spisany piórem Marka Modzelewskiego jest niejako zakładnikiem konfliktu, który nie może się skończyć. Komediowa siła "Teściów" tkwi bowiem w zderzaniu postaw budujących naszą współczesną, narodową polaryzację. To znaczy, że, aby bawić, bohaterowie serii muszą stać w miejscu lub kręcić się w kółko; z każdą kolejną częścią wracać do punktu wyjścia, czyli wyniosłego łypania na siebie spode łba. Zażegnanie tego tarcia – dające szanse na satysfakcjonujący rozwój zamkniętych na siebie nawzajem bohaterów – oznaczyłoby wytrącenie z dłoni twórców najważniejszego komediowego oręża i zgaszenie motoru napędzającego konsekwentnie całą serię. Ten dylemat najmocniej objawił się w "Teściach 2"; nieudanych także dlatego, że szansę na terapeutyczne zbliżenie Wandy i Małgorzaty zaprzepaszczono dla podgrzewania sporu dwóch wizji kobiecości. Asekuranckie powtarzanie jednego żartu kosztem wydeptania fabularnej ścieżki w jakimś określonym kierunku przeniosło wówczas stylową komedię w rejony męczącego kabaretonu.W tym sensie "Teściowie 3" są jak gdyby efektem kaca po wstydliwych błędach minionej nocy. Film Michalczuka diagnozuje problem poprzednika i rozwiązuje go na korzyść traktowanych z szacunkiem bohaterów. I chociaż rozgrywana komediowo pogarda wobec różnic dalej jest tu oczywiście zagnieżdżona w punkcie wyjścia – kryje się nawet w chrzestnych podarkach od babć, medaliku Matki Boskiej (babcia podlaska) i Azteckiego boga słońca (babcia warszawska) – twórcy wiedzą, że nie mogą dłużej trzymać swoich postaci w próżni. Po kilkudziesięciu minutach seansu pary popękane od prywatnych problemów same już jakby tracą werwę do jadowitych drwin. W kolejnych uszczypliwościach litują się nad sobą nawzajem, bo okazują się zbyt prostymi celami szydery. Ten proces detoksykacji na skutek izolowania się od konfliktu pozwala w spokoju przeżyć im swoją melancholię oraz przemyśleć dotychczasowe postawy. W konsekwencji "Teściowie 3" zdobywają się na przynajmniej kilka zaskakująco emocjonalnych rozmów o samotności, pożałowanych wyborach i niewygodzie uważnego życia. Wiele tu zdań zaświadczających o niespodziewanej samoświadomości bohaterów: o głębi tych przerysowanych, tylko pozornie jednowymiarowych charakterów, którą satyra dwóch poprzednich części z sukcesem sprowadzała do chodzących stereotypów.ie ma jednak nic za darmo. W konsekwencji dociążenia emocjonalnej wagi filmu, ta komediowa traci na siebie pomysł – nie mogąc oprzeć się na polaryzacji, wierzga nieumocowanymi, nieważkimi gagami, obecnymi w filmie dla podtrzymania gatunkowego alibi. Ten problem dotyczy przede wszystkim pierwszej połowy "Teściów 3", skupionej na przypomnieniu ostrych kontrastów i rozstawieniu kryzysów na filmowej szachownicy. Gdy te już są na swoich pozycjach, druga połowa może wyzwolić się z żartobliwej napinki, w centrum stawiając poważną sprawę: pracę nad odbudowaniem uleciałego szczęścia w pokiereszowanych relacjach. To cenne rozwiązanie, bo dowodzi autentyzmu uczucia i zrozumienia w stosunku do bohaterów, którego brakowało w poprzednich odsłonach serii – zorientowanych raczej na to, by widz nie mógł i aktywnie nie chciał utożsamić się ze schematami zachowań żadnej z par. 


W tym sensie, na etapie trzeciej części cyklu, Michalczuk i Modzelewski w końcu pozwalają filmowym teściom na dojrzały egoizm; czułe skupienie na sobie samych, przemodelowanie priorytetów, uwolnienie się od gniewu. W ten sposób postacie, w przededniu chrztu swojego wnuka, symbolicznie domykają etap rodzicielstwa i – co za tym idzie – zespolenia z jaskrawymi rolami przewrażliwionych matek i tonujących ojców. Proces ten dzieje się jakby przy okazji, choć twórcy sprytnie wplatają go w strukturę opowieści. W połowie, wraz z spokojnym przepływem komedii w dramat, młodzi znikają niby przypadkiem z obrazka, porzucając starych na pastwę ich własnych dylematów. To prowadzi oczywiście do kryzysu, zakończonego… chwilą na oddech. Bohaterowie spacerują wówczas po leśnych polanach, badają się nieśmiałymi spojrzeniami i szykują do trudnych rozmów, na które wcześniej nie mieli odwagi. W tych momentach warto im towarzyszyć. 
90''
wtorek, 23 września 2025
godz. 20:00
środa, 24 września 2025
TOY STORY
Bohaterami tego filmu są zabawki z dziecięcego pokoju. Zabawki, które ożywają, gdy tylko ludzie odwrócą od nich wzrok. Zabawki nie tylko mówią, myślą i czują, ale tak samo się kłócą, śmieją, boją, są zazdrosne, oszukują i romansują, czy wręcz mają kłopoty z tożsamością. Prym wśród zabawek wiedzie kowboj Chudy , ulubiona zabawka Andy'ego. Ale w dniu urodzin chłopca w pokoju zabaw pojawi się ktoś nowy. Jego przybycie zburzy panujące tam porządki, sprowadzając ze sobą sporo zamieszania i nowych kłopotów.
80''
środa, 24 września 2025
godz. 16:00
TEŚCIOWEI 3
W "Teściach 3" wyczekiwany powrót do serii reżysera Jakuba Michalczuka słychać jeszcze jakby z korytarza albo sąsiedniego pokoju; jego donośny autorski głos i pewnie stawiane reżyserskie kroki składają się w wyraźny komunikat: "Kochani, jestem, wróciłem!" Językiem twórcy jest oczywiście ruch kamery, dlatego to właśnie mastershotem wita się z widzami jak ze starymi znajomymi, skrupulatnie rekonstruując charakterystyczne otwarcie oryginału sprzed czterech lat. Obiektyw ciasno dokleja do pleców zestresowanej pary bohaterów; idzie z nimi kuchennym zapleczem, potem po wąskich schodach do sali balowej, a w tle, jak w "Birdmanie" podgrywa perkusyjna jazzująca solówka. Zaniepokojonych po nieudanym sequelu z 2023 roku Michalczuk uspokaja więc już od pierwszej sceny – nie tylko jesteśmy znowu w domu, ale ten sam gospodarz polewa nam ten sam dowcipny trunek. Czterdzieści procent czystych wspomnień, toast na zdrowie polskiej komedii!

Świat jednak nie zatrzymał się w czasie; nawet w "Teściach" przesuwa się i starzeje. Na etapie trzeciego kolejnego odcinka zerkającego z pokoleniowej perspektywy na matrymonialne problemy zakochanych, młoda para musiała w końcu wymienić się obrączkami. Na całe szczęście dla producentów filmu, w Polsce jest wystarczająco dużo polaryzujących uroczystości i sakramentów, by w oparciu o nie z wytrwałością "Bondów" czy "Godzilli" tworzyć kolejne opowieści o klasowych resentymentach. Trzecia część serii sięga po chrzest, ale równie dobrze mogłaby chwycić się pogrzebu, komunii, czy wspólnie celebrowanej Wigilii – wszystkiego, co z okazji do zacieśnienia więzów może stać się pretekstem do ich poluzowania; zarzewiem ideologicznego sporu i pobudką do okopania się we własnej wyższości nad drugim. Tym razem teściowie-wrogowie stają do tej walki na różne odcienie pogardy w składach o zmienionym status quo. Andrzej (Marcin Dorociński) i Małgorzata (Maja Ostaszewska), wielmożni państwo ze stolicy, są w separacji: on wyjechał do Australii, gdzie z młodą modelką spłodził syna Stanleya (Noah Lucewicz), ona przepracowuje mężowskie porzucenie wsparta na ramieniu przyjaciółki Grażyny (Magdalena Popławska). Naprzeciw nich Wanda (Izabela Kuna) i Tadeusz (Adam Woronowicz) – kościółkowa reprezentacja ściany wschodniej – przechodzą swój własny małżeński kryzys o zaskakującym, seksualnym podłożu. Biorąc pod uwagę pokrewieństwo sytuacji obu poranionych par, "Teściowie 3" mogliby być filmem o przewrotnym połączeniu w bólu; historią empatycznego współczucia pokonującego nawet największe przepaści. Mogliby, ale nie są – bo nie byliby wówczas opowieścią o Polsce.

Wszystko przez to, że cykl spisany piórem Marka Modzelewskiego jest niejako zakładnikiem konfliktu, który nie może się skończyć. Komediowa siła "Teściów" tkwi bowiem w zderzaniu postaw budujących naszą współczesną, narodową polaryzację. To znaczy, że, aby bawić, bohaterowie serii muszą stać w miejscu lub kręcić się w kółko; z każdą kolejną częścią wracać do punktu wyjścia, czyli wyniosłego łypania na siebie spode łba. Zażegnanie tego tarcia – dające szanse na satysfakcjonujący rozwój zamkniętych na siebie nawzajem bohaterów – oznaczyłoby wytrącenie z dłoni twórców najważniejszego komediowego oręża i zgaszenie motoru napędzającego konsekwentnie całą serię. Ten dylemat najmocniej objawił się w "Teściach 2"; nieudanych także dlatego, że szansę na terapeutyczne zbliżenie Wandy i Małgorzaty zaprzepaszczono dla podgrzewania sporu dwóch wizji kobiecości. Asekuranckie powtarzanie jednego żartu kosztem wydeptania fabularnej ścieżki w jakimś określonym kierunku przeniosło wówczas stylową komedię w rejony męczącego kabaretonu.W tym sensie "Teściowie 3" są jak gdyby efektem kaca po wstydliwych błędach minionej nocy. Film Michalczuka diagnozuje problem poprzednika i rozwiązuje go na korzyść traktowanych z szacunkiem bohaterów. I chociaż rozgrywana komediowo pogarda wobec różnic dalej jest tu oczywiście zagnieżdżona w punkcie wyjścia – kryje się nawet w chrzestnych podarkach od babć, medaliku Matki Boskiej (babcia podlaska) i Azteckiego boga słońca (babcia warszawska) – twórcy wiedzą, że nie mogą dłużej trzymać swoich postaci w próżni. Po kilkudziesięciu minutach seansu pary popękane od prywatnych problemów same już jakby tracą werwę do jadowitych drwin. W kolejnych uszczypliwościach litują się nad sobą nawzajem, bo okazują się zbyt prostymi celami szydery. Ten proces detoksykacji na skutek izolowania się od konfliktu pozwala w spokoju przeżyć im swoją melancholię oraz przemyśleć dotychczasowe postawy. W konsekwencji "Teściowie 3" zdobywają się na przynajmniej kilka zaskakująco emocjonalnych rozmów o samotności, pożałowanych wyborach i niewygodzie uważnego życia. Wiele tu zdań zaświadczających o niespodziewanej samoświadomości bohaterów: o głębi tych przerysowanych, tylko pozornie jednowymiarowych charakterów, którą satyra dwóch poprzednich części z sukcesem sprowadzała do chodzących stereotypów.ie ma jednak nic za darmo. W konsekwencji dociążenia emocjonalnej wagi filmu, ta komediowa traci na siebie pomysł – nie mogąc oprzeć się na polaryzacji, wierzga nieumocowanymi, nieważkimi gagami, obecnymi w filmie dla podtrzymania gatunkowego alibi. Ten problem dotyczy przede wszystkim pierwszej połowy "Teściów 3", skupionej na przypomnieniu ostrych kontrastów i rozstawieniu kryzysów na filmowej szachownicy. Gdy te już są na swoich pozycjach, druga połowa może wyzwolić się z żartobliwej napinki, w centrum stawiając poważną sprawę: pracę nad odbudowaniem uleciałego szczęścia w pokiereszowanych relacjach. To cenne rozwiązanie, bo dowodzi autentyzmu uczucia i zrozumienia w stosunku do bohaterów, którego brakowało w poprzednich odsłonach serii – zorientowanych raczej na to, by widz nie mógł i aktywnie nie chciał utożsamić się ze schematami zachowań żadnej z par. 


W tym sensie, na etapie trzeciej części cyklu, Michalczuk i Modzelewski w końcu pozwalają filmowym teściom na dojrzały egoizm; czułe skupienie na sobie samych, przemodelowanie priorytetów, uwolnienie się od gniewu. W ten sposób postacie, w przededniu chrztu swojego wnuka, symbolicznie domykają etap rodzicielstwa i – co za tym idzie – zespolenia z jaskrawymi rolami przewrażliwionych matek i tonujących ojców. Proces ten dzieje się jakby przy okazji, choć twórcy sprytnie wplatają go w strukturę opowieści. W połowie, wraz z spokojnym przepływem komedii w dramat, młodzi znikają niby przypadkiem z obrazka, porzucając starych na pastwę ich własnych dylematów. To prowadzi oczywiście do kryzysu, zakończonego… chwilą na oddech. Bohaterowie spacerują wówczas po leśnych polanach, badają się nieśmiałymi spojrzeniami i szykują do trudnych rozmów, na które wcześniej nie mieli odwagi. W tych momentach warto im towarzyszyć. 
90''
środa, 24 września 2025
godz. 18:00
TEŚCIOWEI 3
W "Teściach 3" wyczekiwany powrót do serii reżysera Jakuba Michalczuka słychać jeszcze jakby z korytarza albo sąsiedniego pokoju; jego donośny autorski głos i pewnie stawiane reżyserskie kroki składają się w wyraźny komunikat: "Kochani, jestem, wróciłem!" Językiem twórcy jest oczywiście ruch kamery, dlatego to właśnie mastershotem wita się z widzami jak ze starymi znajomymi, skrupulatnie rekonstruując charakterystyczne otwarcie oryginału sprzed czterech lat. Obiektyw ciasno dokleja do pleców zestresowanej pary bohaterów; idzie z nimi kuchennym zapleczem, potem po wąskich schodach do sali balowej, a w tle, jak w "Birdmanie" podgrywa perkusyjna jazzująca solówka. Zaniepokojonych po nieudanym sequelu z 2023 roku Michalczuk uspokaja więc już od pierwszej sceny – nie tylko jesteśmy znowu w domu, ale ten sam gospodarz polewa nam ten sam dowcipny trunek. Czterdzieści procent czystych wspomnień, toast na zdrowie polskiej komedii!

Świat jednak nie zatrzymał się w czasie; nawet w "Teściach" przesuwa się i starzeje. Na etapie trzeciego kolejnego odcinka zerkającego z pokoleniowej perspektywy na matrymonialne problemy zakochanych, młoda para musiała w końcu wymienić się obrączkami. Na całe szczęście dla producentów filmu, w Polsce jest wystarczająco dużo polaryzujących uroczystości i sakramentów, by w oparciu o nie z wytrwałością "Bondów" czy "Godzilli" tworzyć kolejne opowieści o klasowych resentymentach. Trzecia część serii sięga po chrzest, ale równie dobrze mogłaby chwycić się pogrzebu, komunii, czy wspólnie celebrowanej Wigilii – wszystkiego, co z okazji do zacieśnienia więzów może stać się pretekstem do ich poluzowania; zarzewiem ideologicznego sporu i pobudką do okopania się we własnej wyższości nad drugim. Tym razem teściowie-wrogowie stają do tej walki na różne odcienie pogardy w składach o zmienionym status quo. Andrzej (Marcin Dorociński) i Małgorzata (Maja Ostaszewska), wielmożni państwo ze stolicy, są w separacji: on wyjechał do Australii, gdzie z młodą modelką spłodził syna Stanleya (Noah Lucewicz), ona przepracowuje mężowskie porzucenie wsparta na ramieniu przyjaciółki Grażyny (Magdalena Popławska). Naprzeciw nich Wanda (Izabela Kuna) i Tadeusz (Adam Woronowicz) – kościółkowa reprezentacja ściany wschodniej – przechodzą swój własny małżeński kryzys o zaskakującym, seksualnym podłożu. Biorąc pod uwagę pokrewieństwo sytuacji obu poranionych par, "Teściowie 3" mogliby być filmem o przewrotnym połączeniu w bólu; historią empatycznego współczucia pokonującego nawet największe przepaści. Mogliby, ale nie są – bo nie byliby wówczas opowieścią o Polsce.

Wszystko przez to, że cykl spisany piórem Marka Modzelewskiego jest niejako zakładnikiem konfliktu, który nie może się skończyć. Komediowa siła "Teściów" tkwi bowiem w zderzaniu postaw budujących naszą współczesną, narodową polaryzację. To znaczy, że, aby bawić, bohaterowie serii muszą stać w miejscu lub kręcić się w kółko; z każdą kolejną częścią wracać do punktu wyjścia, czyli wyniosłego łypania na siebie spode łba. Zażegnanie tego tarcia – dające szanse na satysfakcjonujący rozwój zamkniętych na siebie nawzajem bohaterów – oznaczyłoby wytrącenie z dłoni twórców najważniejszego komediowego oręża i zgaszenie motoru napędzającego konsekwentnie całą serię. Ten dylemat najmocniej objawił się w "Teściach 2"; nieudanych także dlatego, że szansę na terapeutyczne zbliżenie Wandy i Małgorzaty zaprzepaszczono dla podgrzewania sporu dwóch wizji kobiecości. Asekuranckie powtarzanie jednego żartu kosztem wydeptania fabularnej ścieżki w jakimś określonym kierunku przeniosło wówczas stylową komedię w rejony męczącego kabaretonu.W tym sensie "Teściowie 3" są jak gdyby efektem kaca po wstydliwych błędach minionej nocy. Film Michalczuka diagnozuje problem poprzednika i rozwiązuje go na korzyść traktowanych z szacunkiem bohaterów. I chociaż rozgrywana komediowo pogarda wobec różnic dalej jest tu oczywiście zagnieżdżona w punkcie wyjścia – kryje się nawet w chrzestnych podarkach od babć, medaliku Matki Boskiej (babcia podlaska) i Azteckiego boga słońca (babcia warszawska) – twórcy wiedzą, że nie mogą dłużej trzymać swoich postaci w próżni. Po kilkudziesięciu minutach seansu pary popękane od prywatnych problemów same już jakby tracą werwę do jadowitych drwin. W kolejnych uszczypliwościach litują się nad sobą nawzajem, bo okazują się zbyt prostymi celami szydery. Ten proces detoksykacji na skutek izolowania się od konfliktu pozwala w spokoju przeżyć im swoją melancholię oraz przemyśleć dotychczasowe postawy. W konsekwencji "Teściowie 3" zdobywają się na przynajmniej kilka zaskakująco emocjonalnych rozmów o samotności, pożałowanych wyborach i niewygodzie uważnego życia. Wiele tu zdań zaświadczających o niespodziewanej samoświadomości bohaterów: o głębi tych przerysowanych, tylko pozornie jednowymiarowych charakterów, którą satyra dwóch poprzednich części z sukcesem sprowadzała do chodzących stereotypów.ie ma jednak nic za darmo. W konsekwencji dociążenia emocjonalnej wagi filmu, ta komediowa traci na siebie pomysł – nie mogąc oprzeć się na polaryzacji, wierzga nieumocowanymi, nieważkimi gagami, obecnymi w filmie dla podtrzymania gatunkowego alibi. Ten problem dotyczy przede wszystkim pierwszej połowy "Teściów 3", skupionej na przypomnieniu ostrych kontrastów i rozstawieniu kryzysów na filmowej szachownicy. Gdy te już są na swoich pozycjach, druga połowa może wyzwolić się z żartobliwej napinki, w centrum stawiając poważną sprawę: pracę nad odbudowaniem uleciałego szczęścia w pokiereszowanych relacjach. To cenne rozwiązanie, bo dowodzi autentyzmu uczucia i zrozumienia w stosunku do bohaterów, którego brakowało w poprzednich odsłonach serii – zorientowanych raczej na to, by widz nie mógł i aktywnie nie chciał utożsamić się ze schematami zachowań żadnej z par. 


W tym sensie, na etapie trzeciej części cyklu, Michalczuk i Modzelewski w końcu pozwalają filmowym teściom na dojrzały egoizm; czułe skupienie na sobie samych, przemodelowanie priorytetów, uwolnienie się od gniewu. W ten sposób postacie, w przededniu chrztu swojego wnuka, symbolicznie domykają etap rodzicielstwa i – co za tym idzie – zespolenia z jaskrawymi rolami przewrażliwionych matek i tonujących ojców. Proces ten dzieje się jakby przy okazji, choć twórcy sprytnie wplatają go w strukturę opowieści. W połowie, wraz z spokojnym przepływem komedii w dramat, młodzi znikają niby przypadkiem z obrazka, porzucając starych na pastwę ich własnych dylematów. To prowadzi oczywiście do kryzysu, zakończonego… chwilą na oddech. Bohaterowie spacerują wówczas po leśnych polanach, badają się nieśmiałymi spojrzeniami i szykują do trudnych rozmów, na które wcześniej nie mieli odwagi. W tych momentach warto im towarzyszyć. 
90''
środa, 24 września 2025
godz. 20:00
czwartek, 25 września 2025
TOY STORY
Bohaterami tego filmu są zabawki z dziecięcego pokoju. Zabawki, które ożywają, gdy tylko ludzie odwrócą od nich wzrok. Zabawki nie tylko mówią, myślą i czują, ale tak samo się kłócą, śmieją, boją, są zazdrosne, oszukują i romansują, czy wręcz mają kłopoty z tożsamością. Prym wśród zabawek wiedzie kowboj Chudy , ulubiona zabawka Andy'ego. Ale w dniu urodzin chłopca w pokoju zabaw pojawi się ktoś nowy. Jego przybycie zburzy panujące tam porządki, sprowadzając ze sobą sporo zamieszania i nowych kłopotów.
80''
czwartek, 25 września 2025
godz. 16:00
TEŚCIOWEI 3
W "Teściach 3" wyczekiwany powrót do serii reżysera Jakuba Michalczuka słychać jeszcze jakby z korytarza albo sąsiedniego pokoju; jego donośny autorski głos i pewnie stawiane reżyserskie kroki składają się w wyraźny komunikat: "Kochani, jestem, wróciłem!" Językiem twórcy jest oczywiście ruch kamery, dlatego to właśnie mastershotem wita się z widzami jak ze starymi znajomymi, skrupulatnie rekonstruując charakterystyczne otwarcie oryginału sprzed czterech lat. Obiektyw ciasno dokleja do pleców zestresowanej pary bohaterów; idzie z nimi kuchennym zapleczem, potem po wąskich schodach do sali balowej, a w tle, jak w "Birdmanie" podgrywa perkusyjna jazzująca solówka. Zaniepokojonych po nieudanym sequelu z 2023 roku Michalczuk uspokaja więc już od pierwszej sceny – nie tylko jesteśmy znowu w domu, ale ten sam gospodarz polewa nam ten sam dowcipny trunek. Czterdzieści procent czystych wspomnień, toast na zdrowie polskiej komedii!

Świat jednak nie zatrzymał się w czasie; nawet w "Teściach" przesuwa się i starzeje. Na etapie trzeciego kolejnego odcinka zerkającego z pokoleniowej perspektywy na matrymonialne problemy zakochanych, młoda para musiała w końcu wymienić się obrączkami. Na całe szczęście dla producentów filmu, w Polsce jest wystarczająco dużo polaryzujących uroczystości i sakramentów, by w oparciu o nie z wytrwałością "Bondów" czy "Godzilli" tworzyć kolejne opowieści o klasowych resentymentach. Trzecia część serii sięga po chrzest, ale równie dobrze mogłaby chwycić się pogrzebu, komunii, czy wspólnie celebrowanej Wigilii – wszystkiego, co z okazji do zacieśnienia więzów może stać się pretekstem do ich poluzowania; zarzewiem ideologicznego sporu i pobudką do okopania się we własnej wyższości nad drugim. Tym razem teściowie-wrogowie stają do tej walki na różne odcienie pogardy w składach o zmienionym status quo. Andrzej (Marcin Dorociński) i Małgorzata (Maja Ostaszewska), wielmożni państwo ze stolicy, są w separacji: on wyjechał do Australii, gdzie z młodą modelką spłodził syna Stanleya (Noah Lucewicz), ona przepracowuje mężowskie porzucenie wsparta na ramieniu przyjaciółki Grażyny (Magdalena Popławska). Naprzeciw nich Wanda (Izabela Kuna) i Tadeusz (Adam Woronowicz) – kościółkowa reprezentacja ściany wschodniej – przechodzą swój własny małżeński kryzys o zaskakującym, seksualnym podłożu. Biorąc pod uwagę pokrewieństwo sytuacji obu poranionych par, "Teściowie 3" mogliby być filmem o przewrotnym połączeniu w bólu; historią empatycznego współczucia pokonującego nawet największe przepaści. Mogliby, ale nie są – bo nie byliby wówczas opowieścią o Polsce.

Wszystko przez to, że cykl spisany piórem Marka Modzelewskiego jest niejako zakładnikiem konfliktu, który nie może się skończyć. Komediowa siła "Teściów" tkwi bowiem w zderzaniu postaw budujących naszą współczesną, narodową polaryzację. To znaczy, że, aby bawić, bohaterowie serii muszą stać w miejscu lub kręcić się w kółko; z każdą kolejną częścią wracać do punktu wyjścia, czyli wyniosłego łypania na siebie spode łba. Zażegnanie tego tarcia – dające szanse na satysfakcjonujący rozwój zamkniętych na siebie nawzajem bohaterów – oznaczyłoby wytrącenie z dłoni twórców najważniejszego komediowego oręża i zgaszenie motoru napędzającego konsekwentnie całą serię. Ten dylemat najmocniej objawił się w "Teściach 2"; nieudanych także dlatego, że szansę na terapeutyczne zbliżenie Wandy i Małgorzaty zaprzepaszczono dla podgrzewania sporu dwóch wizji kobiecości. Asekuranckie powtarzanie jednego żartu kosztem wydeptania fabularnej ścieżki w jakimś określonym kierunku przeniosło wówczas stylową komedię w rejony męczącego kabaretonu.W tym sensie "Teściowie 3" są jak gdyby efektem kaca po wstydliwych błędach minionej nocy. Film Michalczuka diagnozuje problem poprzednika i rozwiązuje go na korzyść traktowanych z szacunkiem bohaterów. I chociaż rozgrywana komediowo pogarda wobec różnic dalej jest tu oczywiście zagnieżdżona w punkcie wyjścia – kryje się nawet w chrzestnych podarkach od babć, medaliku Matki Boskiej (babcia podlaska) i Azteckiego boga słońca (babcia warszawska) – twórcy wiedzą, że nie mogą dłużej trzymać swoich postaci w próżni. Po kilkudziesięciu minutach seansu pary popękane od prywatnych problemów same już jakby tracą werwę do jadowitych drwin. W kolejnych uszczypliwościach litują się nad sobą nawzajem, bo okazują się zbyt prostymi celami szydery. Ten proces detoksykacji na skutek izolowania się od konfliktu pozwala w spokoju przeżyć im swoją melancholię oraz przemyśleć dotychczasowe postawy. W konsekwencji "Teściowie 3" zdobywają się na przynajmniej kilka zaskakująco emocjonalnych rozmów o samotności, pożałowanych wyborach i niewygodzie uważnego życia. Wiele tu zdań zaświadczających o niespodziewanej samoświadomości bohaterów: o głębi tych przerysowanych, tylko pozornie jednowymiarowych charakterów, którą satyra dwóch poprzednich części z sukcesem sprowadzała do chodzących stereotypów.ie ma jednak nic za darmo. W konsekwencji dociążenia emocjonalnej wagi filmu, ta komediowa traci na siebie pomysł – nie mogąc oprzeć się na polaryzacji, wierzga nieumocowanymi, nieważkimi gagami, obecnymi w filmie dla podtrzymania gatunkowego alibi. Ten problem dotyczy przede wszystkim pierwszej połowy "Teściów 3", skupionej na przypomnieniu ostrych kontrastów i rozstawieniu kryzysów na filmowej szachownicy. Gdy te już są na swoich pozycjach, druga połowa może wyzwolić się z żartobliwej napinki, w centrum stawiając poważną sprawę: pracę nad odbudowaniem uleciałego szczęścia w pokiereszowanych relacjach. To cenne rozwiązanie, bo dowodzi autentyzmu uczucia i zrozumienia w stosunku do bohaterów, którego brakowało w poprzednich odsłonach serii – zorientowanych raczej na to, by widz nie mógł i aktywnie nie chciał utożsamić się ze schematami zachowań żadnej z par. 


W tym sensie, na etapie trzeciej części cyklu, Michalczuk i Modzelewski w końcu pozwalają filmowym teściom na dojrzały egoizm; czułe skupienie na sobie samych, przemodelowanie priorytetów, uwolnienie się od gniewu. W ten sposób postacie, w przededniu chrztu swojego wnuka, symbolicznie domykają etap rodzicielstwa i – co za tym idzie – zespolenia z jaskrawymi rolami przewrażliwionych matek i tonujących ojców. Proces ten dzieje się jakby przy okazji, choć twórcy sprytnie wplatają go w strukturę opowieści. W połowie, wraz z spokojnym przepływem komedii w dramat, młodzi znikają niby przypadkiem z obrazka, porzucając starych na pastwę ich własnych dylematów. To prowadzi oczywiście do kryzysu, zakończonego… chwilą na oddech. Bohaterowie spacerują wówczas po leśnych polanach, badają się nieśmiałymi spojrzeniami i szykują do trudnych rozmów, na które wcześniej nie mieli odwagi. W tych momentach warto im towarzyszyć. 
90''
czwartek, 25 września 2025
godz. 18:00
TEŚCIOWEI 3
W "Teściach 3" wyczekiwany powrót do serii reżysera Jakuba Michalczuka słychać jeszcze jakby z korytarza albo sąsiedniego pokoju; jego donośny autorski głos i pewnie stawiane reżyserskie kroki składają się w wyraźny komunikat: "Kochani, jestem, wróciłem!" Językiem twórcy jest oczywiście ruch kamery, dlatego to właśnie mastershotem wita się z widzami jak ze starymi znajomymi, skrupulatnie rekonstruując charakterystyczne otwarcie oryginału sprzed czterech lat. Obiektyw ciasno dokleja do pleców zestresowanej pary bohaterów; idzie z nimi kuchennym zapleczem, potem po wąskich schodach do sali balowej, a w tle, jak w "Birdmanie" podgrywa perkusyjna jazzująca solówka. Zaniepokojonych po nieudanym sequelu z 2023 roku Michalczuk uspokaja więc już od pierwszej sceny – nie tylko jesteśmy znowu w domu, ale ten sam gospodarz polewa nam ten sam dowcipny trunek. Czterdzieści procent czystych wspomnień, toast na zdrowie polskiej komedii!

Świat jednak nie zatrzymał się w czasie; nawet w "Teściach" przesuwa się i starzeje. Na etapie trzeciego kolejnego odcinka zerkającego z pokoleniowej perspektywy na matrymonialne problemy zakochanych, młoda para musiała w końcu wymienić się obrączkami. Na całe szczęście dla producentów filmu, w Polsce jest wystarczająco dużo polaryzujących uroczystości i sakramentów, by w oparciu o nie z wytrwałością "Bondów" czy "Godzilli" tworzyć kolejne opowieści o klasowych resentymentach. Trzecia część serii sięga po chrzest, ale równie dobrze mogłaby chwycić się pogrzebu, komunii, czy wspólnie celebrowanej Wigilii – wszystkiego, co z okazji do zacieśnienia więzów może stać się pretekstem do ich poluzowania; zarzewiem ideologicznego sporu i pobudką do okopania się we własnej wyższości nad drugim. Tym razem teściowie-wrogowie stają do tej walki na różne odcienie pogardy w składach o zmienionym status quo. Andrzej (Marcin Dorociński) i Małgorzata (Maja Ostaszewska), wielmożni państwo ze stolicy, są w separacji: on wyjechał do Australii, gdzie z młodą modelką spłodził syna Stanleya (Noah Lucewicz), ona przepracowuje mężowskie porzucenie wsparta na ramieniu przyjaciółki Grażyny (Magdalena Popławska). Naprzeciw nich Wanda (Izabela Kuna) i Tadeusz (Adam Woronowicz) – kościółkowa reprezentacja ściany wschodniej – przechodzą swój własny małżeński kryzys o zaskakującym, seksualnym podłożu. Biorąc pod uwagę pokrewieństwo sytuacji obu poranionych par, "Teściowie 3" mogliby być filmem o przewrotnym połączeniu w bólu; historią empatycznego współczucia pokonującego nawet największe przepaści. Mogliby, ale nie są – bo nie byliby wówczas opowieścią o Polsce.

Wszystko przez to, że cykl spisany piórem Marka Modzelewskiego jest niejako zakładnikiem konfliktu, który nie może się skończyć. Komediowa siła "Teściów" tkwi bowiem w zderzaniu postaw budujących naszą współczesną, narodową polaryzację. To znaczy, że, aby bawić, bohaterowie serii muszą stać w miejscu lub kręcić się w kółko; z każdą kolejną częścią wracać do punktu wyjścia, czyli wyniosłego łypania na siebie spode łba. Zażegnanie tego tarcia – dające szanse na satysfakcjonujący rozwój zamkniętych na siebie nawzajem bohaterów – oznaczyłoby wytrącenie z dłoni twórców najważniejszego komediowego oręża i zgaszenie motoru napędzającego konsekwentnie całą serię. Ten dylemat najmocniej objawił się w "Teściach 2"; nieudanych także dlatego, że szansę na terapeutyczne zbliżenie Wandy i Małgorzaty zaprzepaszczono dla podgrzewania sporu dwóch wizji kobiecości. Asekuranckie powtarzanie jednego żartu kosztem wydeptania fabularnej ścieżki w jakimś określonym kierunku przeniosło wówczas stylową komedię w rejony męczącego kabaretonu.W tym sensie "Teściowie 3" są jak gdyby efektem kaca po wstydliwych błędach minionej nocy. Film Michalczuka diagnozuje problem poprzednika i rozwiązuje go na korzyść traktowanych z szacunkiem bohaterów. I chociaż rozgrywana komediowo pogarda wobec różnic dalej jest tu oczywiście zagnieżdżona w punkcie wyjścia – kryje się nawet w chrzestnych podarkach od babć, medaliku Matki Boskiej (babcia podlaska) i Azteckiego boga słońca (babcia warszawska) – twórcy wiedzą, że nie mogą dłużej trzymać swoich postaci w próżni. Po kilkudziesięciu minutach seansu pary popękane od prywatnych problemów same już jakby tracą werwę do jadowitych drwin. W kolejnych uszczypliwościach litują się nad sobą nawzajem, bo okazują się zbyt prostymi celami szydery. Ten proces detoksykacji na skutek izolowania się od konfliktu pozwala w spokoju przeżyć im swoją melancholię oraz przemyśleć dotychczasowe postawy. W konsekwencji "Teściowie 3" zdobywają się na przynajmniej kilka zaskakująco emocjonalnych rozmów o samotności, pożałowanych wyborach i niewygodzie uważnego życia. Wiele tu zdań zaświadczających o niespodziewanej samoświadomości bohaterów: o głębi tych przerysowanych, tylko pozornie jednowymiarowych charakterów, którą satyra dwóch poprzednich części z sukcesem sprowadzała do chodzących stereotypów.ie ma jednak nic za darmo. W konsekwencji dociążenia emocjonalnej wagi filmu, ta komediowa traci na siebie pomysł – nie mogąc oprzeć się na polaryzacji, wierzga nieumocowanymi, nieważkimi gagami, obecnymi w filmie dla podtrzymania gatunkowego alibi. Ten problem dotyczy przede wszystkim pierwszej połowy "Teściów 3", skupionej na przypomnieniu ostrych kontrastów i rozstawieniu kryzysów na filmowej szachownicy. Gdy te już są na swoich pozycjach, druga połowa może wyzwolić się z żartobliwej napinki, w centrum stawiając poważną sprawę: pracę nad odbudowaniem uleciałego szczęścia w pokiereszowanych relacjach. To cenne rozwiązanie, bo dowodzi autentyzmu uczucia i zrozumienia w stosunku do bohaterów, którego brakowało w poprzednich odsłonach serii – zorientowanych raczej na to, by widz nie mógł i aktywnie nie chciał utożsamić się ze schematami zachowań żadnej z par. 


W tym sensie, na etapie trzeciej części cyklu, Michalczuk i Modzelewski w końcu pozwalają filmowym teściom na dojrzały egoizm; czułe skupienie na sobie samych, przemodelowanie priorytetów, uwolnienie się od gniewu. W ten sposób postacie, w przededniu chrztu swojego wnuka, symbolicznie domykają etap rodzicielstwa i – co za tym idzie – zespolenia z jaskrawymi rolami przewrażliwionych matek i tonujących ojców. Proces ten dzieje się jakby przy okazji, choć twórcy sprytnie wplatają go w strukturę opowieści. W połowie, wraz z spokojnym przepływem komedii w dramat, młodzi znikają niby przypadkiem z obrazka, porzucając starych na pastwę ich własnych dylematów. To prowadzi oczywiście do kryzysu, zakończonego… chwilą na oddech. Bohaterowie spacerują wówczas po leśnych polanach, badają się nieśmiałymi spojrzeniami i szykują do trudnych rozmów, na które wcześniej nie mieli odwagi. W tych momentach warto im towarzyszyć. 
90''
czwartek, 25 września 2025
godz. 20:00
sobota, 11 października 2025
koncert BAJKOTEKA

Koncert BAJKOTEKA – MUZYCZNA PODRÓŻ W ŚWIAT BAJEK
Czy kiedykolwiek marzyliście o tym, by znaleźć się w świecie, gdzie bajki ożywają, a muzyka ma czarodziejską moc? Zapraszamy Was na niezwykłą wyprawę – magiczną podróż przez krainy pełne czarów, śmiechu i niezwykłych przygód!

Wśród migoczących świateł pojawia się Ona – Zaczarowana Wróżka, w sukni utkanej z księżycowego blasku. Z uśmiechem wita wszystkie dzieci i ich opiekunów, zapraszając do wspólnej zabawy, gdzie każda nuta to zaklęcie, a każdy taniec to opowieść.

Na scenie pojawiają się także Monika i Piotr – dwójka śpiewających ‘’czarodziejów’’. Ich głosy przeniosą nas wprost do zaczarowanych lasów, podmorskich królestw i na zamkowe bale, gdzie dobro zawsze zwycięża.

Między muzycznymi opowieściami Wróżka zaczyna czarodziejski taniec zabawy! Będą baśniowe konkursy, animacje pełne śmiechu i wspólne czarowanie radości – wszystko w atmosferze czystej, bajkowej magii.

Barwne kostiumy, bajkowe wizualizacje, bańki, muzyka i tajemnicze światła tworzą wyjątkowy świat, w którym każdy – mały i duży – poczuje się jak bohater ulubionej baśni!

Informacje praktyczne:

  • Koncert może być chwilami głośny – emocje jak z magicznej przygody!

  • Używamy kolorowych, migających świateł – nawet na widowni, jak w prawdziwym czarodziejskim zamku!

  • Dzieci do 2. roku życia wchodzą za darmo (na kolanach opiekuna).

  • Po koncercie można bezpłatnie zrobić sobie zdjęcie z bajkowymi postaciami – na pamiątkę tej niezwykłej podróży!

Czas trwania: około godziny fantastycznej, czarującej zabawy!

Gotowi na podróż do krainy, gdzie wszystko może się zdarzyć? Wystarczy jedno zaklęcie... i zaczynamy!


60''
sobota, 11 października 2025
godz. 15:00
koncert Cabaret w Operetce

"Cabaret w Operetce" – Operetka, jakiej jeszcze nie było!

Zapraszamy na niezwykły koncert – pełen muzycznego kunsztu, błyskotliwego humoru i szczypty szaleństwa!
To prawdziwa eksplozja dobrej energii, gdzie świat operetki spotyka kabaret – lekko, dowcipnie i z klasą!

W programie znane i lubiane arie oraz duety operetkowe w zupełnie nowym wydaniu – rozbawią, zachwycą i porwą do tańca!
Będzie śmiesznie, będzie pięknie, a momentami totalnie zwariowanie – wszystko po to, by dostarczyć Państwu solidną porcję śmiechu i endorfin.

A kiedy na scenie spotka się dwóch tenorów i sopranistka… można się spodziewać prawdziwego trzęsienia ziemi!

Wystąpią dla Państwa:
Joanna Wojtaszewska – sopran o głosie jak kryształ
Michał Musioł – tenor z poczuciem humoru
Kamil Roch Karolczuk – tenor z temperamentem
Kameraliści Zespołu Dowcipnego – mistrzowie muzycznego żartu

Czas trwania: ok. 80 minut nieustannej zabawy i muzycznych uniesień!

Nie musisz znać się na operetce, żeby świetnie się bawić!
To wieczór, podczas którego klasyka puszcza oko do kabaretu, a publiczność śmieje się, nuci i… nie chce wychodzić z sali. Przyjdź, oderwij się od codzienności i pozwól się porwać muzycznej przygodzie z przymrużeniem oka!


80''
sobota, 11 października 2025
godz. 18:00